Nurkowie przeszukujący holownik Jascon 4, który zatonął u wybrzeża Nigerii, mieli wyciągnąć z niego ciała ofiar. Okazało się jednak, że przybyli w samą porę, żeby uratować okrętowego kucharza, który ocalał jako jedyny z 12-osobowej załogi. Okene Harrison przeżył dwa dni pod wodą dzięki bańce powietrza, która powstała w wywróconym kadłubie.
Holownik Jascon 4 wywrócił się i zatonął w maju u wybrzeża Nigerii w silnym sztormie. Na pokładzie statku znajdowało się 12 osób, wśród nich 29-letni kucharz Okene Harrison.
Po niemal trzech dniach do zatopionego holownika dotarła południowoafrykańska ekipa nurków DCN Diving. Mieli oni nurkować do wnętrza wraku, żeby wyciągnąć ciała ofiar. Jeden z nich, Nico Van Heerden, nagrywał całą akcję.
Myśleli, że to kolejne zwłoki
Na nagraniu widać moment, kiedy płetwonurkowie podpływają do kolejnego - jak im się wydaje - martwego ciała. Kiedy jeden z nurków sięga do jego dłoni, ta nagle ściska jego rękę. - On żyje, on żyje! - wykrzykuje drugi nurek.
Podpływają bliżej w miejsce, gdzie znajduje się bańka powietrza. Wtedy na nagraniu widać ocalonego Okene Harrison - oszołomionego, zdezorientowanego i bez ubrania, w samej bieliźnie.
Nurkowie starali się uspokajającymi gestami pokrzepić Harissona. Założyli mu kask z dopływem tlenu i stopniowo przeprowadzali przez kolejne etapy podwodnej ewakuacji. Ocalony kucharz musiał spędzić 60 godzin w komorze dekompresyjnej, żeby pozbyć się nadmiaru azotu z organizmu.
Ciemność i coca-cola
Więcej czasu zajmie mu powrót do równowagi psychicznej, bo ma za sobą naprawdę ciężkie przejścia. - Przede mną było trzech facetów i nagle fala rzuciła statkiem z wielką siłą. Widziałem, jak woda zmywa jednego, drugiego, trzeciego. Wiedziałem, że nie żyją - opowiadał Harisson o wypadku.
Przeżył, bo znalazł niewielką bańkę powietrza w przewróconym, zalanym wodą kadłubie. Użył paneli ze ścian jako tratwy, która utrzymywała go na wodzie. Przez trzy dni pił coca-colę i nic nie jadł. Pod wpływem słonej wody zaczęła mu schodzić skóra z ciała i języka.
"Zrywam się z krzykiem"
- Byłem tam w wodzie, w całkowitej ciemności i myślałem, że to koniec. Sądziłem, ze woda stopniowo wypełni przestrzeń, ale tak się nie stało - opowiadał. Jak mówił, mimo braku światła wiedział, że w pobliżu są zwłoki jego towarzyszy. - Czułem ich zapach. Przypłynęły ryby i zaczęły jeść ciała. Słyszałem ten dźwięk. To był horror - wspominał Harisson.
Przyznał, że mimo szczęśliwego zakończenia, te wydarzenia wciąż go prześladują. - Kiedy jestem w domu, czasami czuję się, jakby moje łózko tonęło. Wydaje mi się, że znowu jestem w morzu. Zrywam się z krzykiem - powiedział.
Autor: js/mj / Źródło: ENEX, huffingtonpost.com