W województwie wielkopolskim strażacy wraz z ratownikami WOPR wzięli udział w nietypowej akcji. Po jednym z jezior pływała mewa, która nie mogła odlecieć. Powodem jej niedoli była... pielucha, która uziemiła zwierzę.
Na jednym z jezior w Ostrowie Wielkopolskim znajdowała się mewa, która nie mogła odlecieć. W jej łapę wbił się haczyk, na którego końcu była przyczepiona żyłka. To właśnie w nią zaplątała się pieluszka, która uniemożliwiała ptakowi wzbicie się w górę.
Do niedoli mewy niestety przyczynili się ludzie. Na szczęście to także oni uratowali zwierzę. O uwięzionym na jeziorze ptaku poinformowała straż pożarną jedna z mieszkanek miasta - Maria Gacek.
- Zauważyłam na brzegu coś dużego, białego - mówi Gacek. - Po trzech godzinach wracam, a ta mewa jak w tym miejscu stała, tak stoi. Mówię: oj coś musi być nie tak - dodaje.
Akcja ratunkowa
Kobieta wezwała więc odpowiednie służby. Strażacy nie byli w stanie dostać się do mewy, więc poprosili o pomoc ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, dyżurujących na jeziorze Piaski-Szczygliczka. Ci przeprowadzili akcję ratunkową z łódki.
- Dopłynęliśmy do ptaka, staraliśmy się, żeby nie męczył się zbyt bardzo, bo i tak by nie odleciał, ponieważ nasiąknięty pampers stanowił zbyt duży ciężar - mówi Maciej Siwek, ratownik WOPR.
Pomimo że mewa dziobała ratowników, wyciągnęli ją z wody, a następnie dostarczyli na brzeg, gdzie czekali strażacy. Najpierw zabezpieczyli oni dziób zwierzęcia, a później usunęli haczyk z jego łapy. Chwilę później mewa została wypuszczona. Zrobiła kilka okrążeń nad wybawcami i odleciała.
Autor: zupi/map / Źródło: tvn24