Historia w amerykańskim stylu. Dwóch mężczyzn narażało własne życie, żeby wyciągnąć łosia spod lawiny. Nie byli nawet pewni, czy zwierzę przeżyje akcję ratunkową. Zdarzyło się to na Alasce.
Hatcher Pass to pasmo górskie w południowo-wschodniej Alasce, gdzie dwaj amerykańscy przyjaciele - Rob Uphus i Marty Mobly - wybrali się pojeździć na skuterach śnieżnych. 28 grudnia mieli ścigać się wzdłuż miejsca Avery Vucinich, ale stwierdzili, że w tym dniu ryzyko zejścia lawiny jest zbyt duże. Zrezygnowali.
- Nie chcieliśmy narażać życia, więc odpuściliśmy - wyjaśnia Rob Uphus.
Kiedy ruszyli w drogę powrotną, dostrzegli ogromną lawinę i coś jeszcze. - Zauważyliśmy coś, jakby ramię narciarza, wystające spod śniegu . Kiedy przyjrzeliśmy się bliżej okazało się, że to pysk łosia. Widać było, że zwierzę wciąż oddycha - relacjonuje Uphus.
10 minut do happy endu
Mężczyźni zastanawiali się, co dalej robić. Spróbować odkopać łosia, co mogłoby wywołać lawinę, czy lepiej ratować siebie i uciekać?
- Wydawało się, że łoś umiera. Nie wiedzieliśmy jak głęboko jest zasypany, czy ma coś złamanego, bo spod śniegu wystawał tylko pysk, ale nie mogliśmy go tak po prostu tam zostawić - mówi Mobly.
- Kiedy przyjrzeliśmy się sytuacji, doszliśmy do wniosku, że mamy wystarczająco dużo czasu, żeby go odkopać - dodaje Uphus. Ku ich zaskoczeniu cała akcja ratunkowa trwała tylko 10 minut. Odkopany łoś wstał, otrzepał z siebie resztki śniegu i uciekł.
- Pomoglibyśmy niezależnie od tego, kto byłby tam zakopany: narciarz, niedźwiedź grizzly, czy nieprzyjaciel - stwierdza Uphus
Autor: mr/map / Źródło: ENEX