Podczas wielkanocnej wizyty w brytyjskim parku safari zapaliło się auto. Uwięziona w nim kobieta i dwójka jej dzieci miała dylemat, czy wybiec z płonącego samochodu w odległości zaledwie stu metrów od leżących lwów. To była ich pierwsza wizyta w parku safari w Wiltshire. Nieszczęśnicy chcieli uciekać tuż przed drapieżnikami. Jednak strażnicy zoo zalecali pozostanie w aucie.
Helen Clements z Gloucestershire wraz z dwójką dzieci: dziewięcioletnim synem i dwunastoletnią córką w Wielki Piątek wybrali się do parku safari w Wiltshire. Tego dnia zoo odwiedzało wielu gości. Kobieta co chwilę zatrzymywała się w kolejce samochodów na środku terytorium zamieszkałym przez lwy.Samochód się przegrzałW "korku" jaki zrobił się podczas zwiedzania, samochód rodziny zaczął się przegrzewać, a następnie pojawiły się płomienie. Działo się to w odległości około 100 metrów od leżących na trawie drapieżników.Kiedy kobieta zorientowała się w sytuacji, za pomocą klaksonu zawołała strażników zoo. Pojawili się po 30 sekundach zalecając pozostanie w samochodzie.- To była dziwna sytuacja. Co masz zrobić kiedy chcesz się wydostać z płonącego samochodu, a strażnicy z parku każą zostać. Mieliśmy dylemat - relacjonowała kobieta. - Dzieci były przerażone - dodała. Jej syn wysiadł z samochodu i pobiegł , ale pani Clements wezwała go z powrotem do siebie. Ratunek pojawił się szybko Po chwili jednak pojawili się strażnicy. Podjechali swoim samochodem i uratowali rodzinę z płonącego auta. Na szczęście lwy trzymały się w odległości od płonącego samochodu, umożliwiając strażnikom ugaszenie pożaru. Rodzinie, ani zwierzętom nic się nie stało. Dramat rozegrał się w parku safari w Wiltshire, kiedy w Wielki Piątek odwiedzało zoo wielu gości. Zainteresowane lwy Świadkowie relacjonowali, że czuli się bezradni. Nie wiedzieli jak pomóc rodzinie uwięzionej w samochodzie tuż obok leżących lwów. Same zwierzęta wydawały się być bardzo zainteresowane całą sytuacją, gdyż nie chciały opuścić terytorium parku w momencie gaszenia pożaru. Uważnie obserwowały płonce auto ukryte pod kłębami czarnego dymu. Szczęście w nieszczęściu Teraz Pani Clements śmieje się z sytuacji. - To mogło wydarzyć się na terytorium flamingów czy wielbłądów. Jednak stało się obok lwów - Na początku myślałam, że to para wodna. Dopiero jak zobaczyłam płomienie, zorientowałam się, że samochód się przegrzał - wspomina kobieta. Zapytana przez dziennikarzy, czy ma teraz plany na inne wycieczki w Wielkanoc, żartowała. - Nie sądzę by ktoś chciał jechać z nami. Lwom nic się nie stałoRzecznik parku - Kevin Ashley - potwierdził, że lwom nic się nie stało. Pożar był szybko ugaszony. Park został jednak zamknięty.
Autor: PW/rp / Źródło: BBC, ENEX