Jesienią miło jest wybrać się na spacer po lesie. A co powiecie na przechadzkę po lasach deszczowych Ameryki Południowej, które pamiętają jeszcze czasy dinozaurów? Na wspólną wędrówkę wśród prastarych drzew pachnących cynamonem, zaprasza Wojciech Doroszewicz, który w Chile realizował swój projekt badawczy, oraz portal TVN Meteo.
Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że lasy deszczowe to te rosnące w ciepłych krajach, w okolicach równika, potocznie nazywane dżunglą. Tymczasem świat deszczu i nieprzebranej zieleni pojawia się również w o wiele chłodniejszych miejscach naszej planety. Jednym z nich jest maleńki skrawek Ameryki Południowej, jej zachodnie wybrzeża w południowym Chile.
- Zieleń jest tu wieczna, nawet jesienią i zimą, ale w wielu miejscach pojawiają się kolorowe akcenty, dodające jeszcze większego uroku i sprawiające, że to jeszcze bardziej wyjątkowe miejsce - zachęca do wędrówki Wojciech Doroszewicz, doktorant UW.
Drzewa pamiętające dinozaury
Ogromne araukarie chilijskie porastają zbocza i szczyty Andów. Mogą dorastać do 50 m wysokości i żyć ponad 2,5 tysiąca lat. Te drzewa, przypominające pokrojem wielkie kolczaste parasole, są wyjątkowe z wielu względów.
- Uznawane są za jedne z najstarszych organizmów żyjących na naszej planecie. Praktycznie nie zmieniły się od ery dinozaurów, które żywiły się ich dziwacznie wyglądającymi gałęziami. Zresztą od nich wzięła się angielska nazwa: Monkey-puzzle tree, ponieważ dla małp nielada wyczynem byłoby się wspiąć na takie drzewo - tłumaczy przyrodnik.
Problem jest czysto hipotetyczny, ponieważ w Chile małpy nie występują. Natomiast araukariowe szyszki wielkości ludzkiej głowy upodobały sobie tutejsze papugi.
Pnie jak skorupa żółwia
- Bliskie spotkania z dinozaurami może przypominać również pień araukarii, ponieważ gruba kora tworzy spękania przypominające płytki skorupy żółwia. Co więcej każde drzewo można by na tej podstawie zidentyfikować, niczym za pomocą linii papilarnych - opowiada Doroszewicz.
70-metrowy gigant sprzed 4 tys. lat
Majestatycznym drzewem, rosnącym w tych lasach, jest ficroja, nazywana czasem południowoamerykańską sekwoją. Co prawda nie osiąga tak niebotycznych rozmiarów, jak jej daleka kalifornijska kuzynka, jednak las tworzony przez te drzewa robi niesamowite wrażenie.
- Te 70-metrowe giganty należą do najdłużej żyjących organizmów na Ziemi, ponieważ dożywają 4 tysięcy lat w dobrym zdrowiu. Człowiek przy nich jest tylko pyłkiem, a jego życie mgnieniem. W lesie pamiętającym ponad kilka tysięcy lat historii zaczyna się myśleć zupełnie inaczej i o wiele rzeczy chciałoby się zapytać. Ficroje są cesarzowymi tego lasu, lasu nazywanego katedrą - tłumaczy przyrodnik, stojący na zdjęciu między gigantami.
W pluszowym, prastarym lesie
W wielu, szczególnie wyżej położonych miejscach w Andach, gdzie się nie obejrzeć jest biało, a nie zielono. Dzieje się tak za sprawą pokrywających wszystko zwieszających się porostów, które łagodzą co bardziej ostre kształty, nadając lasom pluszowy wygląd. - Człowiek ma ochotę przytulić się do każdego pnia i każdego kamienia, i posłuchać o czym szumią araukarie - opowiada przyrodnik.
Drzewa pachnące cynamonem
Wielkie drzewa canelo (po polsku - zacier pieprzowy) o ogromnych liściach spokrewnione są z magnoliami. - W lesie roznoszą silną woń, przypominającą zapach cynamonu - relacjonuje Doroszewicz.
- Ich wykorzystanie jest bardzo szerokie, od leku na szkorbut, przez przyprawę, po roślinę ozdobną. Między innymi z tych powodów stały się dla miejscowego plemienia Mapuche świętymi drzewami, podobnie jak araukarie, których nasiona stanowiły dla nich główne pożywienie - dodaje.
Pompony nad głowami
Pnie i konary drzew uginają się pod ich ciężarem. Mech zwisaja nawet z najcieńszych gałązek, tworząc często zadziwiające struktury, przypominające wielkie, mokre i zielone pompony.
Tajemnicze drzewa z wydm
Nad samym morzem las wygląda nieco inaczej. Chilijski las deszczowy rośnie bowiem nawet na wydmach, smaganych silnym wiatrem znad otwartego Oceanu Spokojnego. Z daleka wygląda niczym dobrze wymodelowana fryzura.
- Tworzy je jedno z najbardziej tajemniczych drzew, olivillo (tique), stanowi ono zagadkę dla pokoleń botaników, ponieważ trudno określić pokrewieństwo tego gatunku z innymi roślinami - mówi badacz.
Kaszalot
- Spacerując coraz bliżej brzegu na plaży można natrafić na prawdziwe skarby wyrzucone przez jesienny ocean. Oko cieszą niezliczone muszle, skorupy krabów, gdzieniegdzie fale wyrzucają coś znacznie większego, jak ciało młodego kaszalota - opisuje swoje znalezisko Doroszewicz.
Wody opływające chilijskie wybrzeże należą do najbogatszych łowisk na świecie, a morskie życie nie ustępuje bujnością temu na lądzie. Ogromne glony tworzą odpowiednik deszczowych lasów u wybrzeży, a ich fragmenty wyrzucane są na plażę, gdzie stają się przysmakiem dla krów. To chyba jeden z najbardziej zdumiewających widoków - krowy pasące się na szerokiej plaży. Glony te wykorzystuje się chętnie w chilijskiej kuchni.
Jeleń wielkości jamnika
Pośród zielonych olbrzymów mieszkają niejednokrotnie najmniejsi przedstawiciele fauny naszej planety. Wśród krzewów przemyka pudu, najmniejszy jeleń świata, wielkości jamnika na dłuższych nogach, a w leśnych zakamarkach kryje się najmniejszy lis - lis Darwina.
- Ten drugi jest jednocześnie najrzadszym i najbardziej zagrożonym wyginięciem przedstawicielem tej grupy zwierząt. Srebrno-rudy malec niewiele większy od Yorkshire teriera nie zawsze obawia się ludzi, ten był wyraźnie zdziwiony naszym widokiem - relacjonuje badacz.
Wszystkie pory roku na raz
Późną jesienią w górach często pada śnieg i w lasach waldiwijskich spotykają się wszystkie pory roku na raz. Las pozostaje zielony, niektóre rośliny kwitną, papugi pokrzykują, buki południowe ubierają się w żółcie i czerwienie, a wszystko przykrywa śnieżna pierzyna.
Błękit w szmaragdzie
Na zdjęciu widać Lagunę Tinquilco. Pomiędzy górami licznie mrugają czystym błękitem polodowcowe jeziora, zatopione w szmaragdowej zieleni prastarej puszczy. W chilijskich Andach pozostało wiele miejsc porośniętych dziewiczym deszczowym lasem waldiwijskim. Nazwa pochodzi od miejscowości Valdivia na południowym wybrzeżu Chile, w regionie Los Rios.
Fotograficzną relację z wyprawy badawczej Wojciecha Doroszewicza można znaleźć także tu.
Wojciech Doroszewicz jest doktorantem Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2005 r. pracuje w CESLA na stanowisku asystenta, a od 2008r. jest sekretarzem projektu naukowego "Ameryka Łacińska XXI w."
Autor: mm/ms / Źródło: tvnmeteo.pl