Turyści wypoczywający w krajach rozwijających się zużywają 16 razy więcej wody niż lokalni mieszkańcy. Prowadzi to do konfliktów i rozprzestrzeniania się chorób.
O zjawisku donosi raport Tourism Concern, brytyjskiej organizacji charytatywnej, propagującej etyczną turystykę - zjawisko mało znane w naszym kraju.
Dokument oparty jest na badaniach przeprowadzonych w pięciu popularnych destynacjach turystycznych w krajach rozwijających się: Gambii, archipelagu Zanzibar, wyspie Bali, oraz stanach Goa i Kerala w Indiach zachodnich.
Turysta kąpie się częściej
Pracujący nad raportem i wizytujący wspomniane kraje twierdzą, że dysproporcje w konsumpcji i dostępie do wody są ogromne.
"Podczas gdy hotelowi goście biorą kilka pryszniców dziennie, kąpią się basenach, grają w golfa na wypielęgnowanej trawie, sąsiednie gospodarstwa domowe, małe firmy i producenci rolni znoszą ciężkie niedobory wody", czytamy w raporcie, który w poniedziałek został złożony w brytyjskim parlamencie.
Dla przykładu w kurortach położonych koło wsi Kiwengwa i Nungwi na Zanzibarze dzienne zużycie wody lokalnej społeczności wynosi 93,2 litry, podczas gdy w pięciogwiazdkowym hotelu ta ilość to 3,195 na pokój, a w mniej luksusowych ośrodkach 686 litrów. Oznacza to, że turysta zużywa 16 razy więcej wody niż tubylcy.
Wojna o wodę
Niedobory wody u lokalnych społeczności na Zanzibarze zmusił hotelarzy do zatrudnienia strażników do ochrony rur wodociągowych. Zdarzało się bowiem, że uszkadzali je rozzłoszczeni mieszkańcy wsi. Ich dzienny limit wody był ograniczany z uwagi na potrzeby hotelowych gości.
Ponadto w 2010 r. na Zanzibarze w kurorcie Jambiani wybuchła epidemia cholery, która zabiła trzy osoby. Mieszkańcy twierdzili, że wywołały ją ścieki z hoteli, które zanieczyściły wody gruntowe.
Autor: mm/mj / Źródło: guardian.co.uk