"Wampir z Bytowa" już za 10 miesięcy może wyjść na wolność. Uprawomocnił się, wydany niedawno wyrok słupskiego sądu, który o dwa lata skraca karę gwałcicielowi i mordercy. Leszek Pękalski początkowo miał skończyć odbywanie kary w 2019 roku. Wolny może być już 11 grudnia tego roku. Dyrektor aresztu złożył jednak wniosek o uznanie Pękalskiego za człowieka szczególnie niebezpiecznego i umieszczenie go w ośrodku w Gostyninie. Mogłoby się tak stać na podstawie tzw. ustawy o bestiach. Tym wnioskiem sąd zajmie się 30 marca.
W 1992 r. oskarżono go o brutalny gwałt. Wpadł, bo zapamiętała go ofiara. 24 listopada 1992 r. Pękalski został skazany za ten gwałt na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Dopiero wtedy wzbudził zainteresowanie śledczych. Miesiąc później Pękalskiego zatrzymano pod zarzutem morderstwa.
W śledztwie mówił dużo, bardzo dużo
W śledztwie mówił bardzo dużo, coraz bardziej szokując. Przyznawał się do kolejnych morderstw w całej Polsce. W Toruniu miał zabić trzy kobiety. Wszystkie młode, ładne i zgrabne – zginęły między 14 lutego 1984 r. a 7 listopada 1985 r. Życie straciły w bardzo podobny sposób - zaatakowane od tyłu, zmasakrowane i zgwałcone.
Pękalski "łapał wiatr w żagle". Pruszcz, Słupsk, Łódź, Szczecin, Suwałki... Lista miast, które "odwiedził", wydłużała się z każdym dniem. – Składał wyjaśnienia luźne: gdzie był, kiedy, w jakich miastach przebywał. Nie mówiliśmy wprost, że mógł się tam dopuścić jakiegoś przestępstwa. Chodziło o to, żeby swobodnie opowiadał. W ten sposób mógł nas naprowadzić na jakieś zdarzenia – mówił prokurator Mieczysław Buksa.
Śledczy weryfikowali opowieści Pękalskiego. W sumie przyznał się on do 90 zbrodni. W historii Polski nie było jeszcze takiego seryjnego mordercy. Nie dziwi więc, że szybko zyskał przydomek "wampir z Bytowa".
Szczegółami zbrodni dzielił się nie tylko ze śledczymi. Chętnie opowiadał o nich także dziennikarzom, którzy spotykali się z nim w areszcie. Dość szybko okazało się jednak, że fantazjował. Przyznawał się do morderstw, których popełnić nie mógł. Zdarzały się bowiem w tym samym czasie, ale na dwóch krańcach Polski. Skąd o nich wiedział, skąd znał szczegóły? Odpowiedzi na te pytania nie ma.
W sądzie wszystkiemu zaprzeczył
Sprawa trafiła na wokandę dopiero w 1996 r. Przez kilka lat śledczy przesłuchiwali "wampira z Bytowa", zbierali dowody i organizowali kolejne wizje lokalne.
Ostatecznie Pękalskiemu zarzucono 17 morderstw, dwa gwałty i uprowadzenie dziecka. Psychiatrzy uznali, że może stanąć przed sądem. Akt oskarżenia odczytywano przez pięć godzin. W sądzie Pękalski wykonał zwrot, którego nikt się nie spodziewał. Wycofał się ze wszystkich wcześniej złożonych zeznań. Nie przyznawał się już do żadnej zbrodni. Wszystkie miały być tylko jego fantazjami. Za taką taktyką mogli stać jego doświadczeni koledzy z celi – na początku postępowania był bowiem osadzony z wielokrotnymi recydywistami, którzy udzielali mu "złotych rad". Poradzili mu, że jak chce coś dla siebie ugrać, to warto jak najwięcej namącić w postępowaniu, do czegoś się przyznać, potem to odwołać i wskazać kogoś innego. A on najwyraźniej korzystał z tych rad. Dowiedział się też, że nie grozi mu kara śmierci, a tego bał się najbardziej.
W trakcie postępowania przygotowawczego nie udało się uniknąć błędów, na co zwracał uwagę sąd. Na niektórych dowodach były odciski palców śledczych, co świadczyło o tym, że źle je zabezpieczono. Nie brakowało też zastrzeżeń co do jakości prowadzonych przesłuchań, wizji lokalnych, a nawet okazań. Akt oskarżenia posypał się niemal zupełnie.
Ostatecznie udało się udowodnić Pękalskiemu tylko zabójstwo Sylwii R., za co skazano go na 25 lat więzienia. To była wtedy maksymalna kara, obowiązywało bowiem moratorium na karę śmierci, a dożywocia ówczesny kodeks karny jeszcze nie przewidywał.
Wyrok był szokiem. Takiego finału tej sprawy nikt się nie spodziewał.
Wolny już w grudniu tego roku?
Aktualnie Pękalski przebywa na oddziale terapeutycznym Zakładu Karnego w Starogardzie Gdańskim. Nigdy nie starał się o warunkowe zwolnienie z więzienia (mógł to robić po 15 latach, czyli od 2007 roku - red.)
Na wolność miał wyjść 11 grudnia 2019 roku, po odsiedzeniu 25 lat za zabójstwo i dwóch lat za gwałt. Miał, bo może wyjść wcześniej, już 11 grudnia tego roku. Dlaczego? Dyrektor Zakładu Karnego w Starogardzie Gdańskim dopatrzył się w aktach, że zabójca zanim odbył karę za zabójstwo 17-latki z Darskowa odsiedział już dwa lata za gwałt.
- Dyrektor zwrócił się do sądu z wnioskiem o rozważenie wydania wyroku łączonego dla Pękalskiego i dokładne ustalenie daty opuszczenia aresztu przez skazanego. Sąd musiał się zająć tą sprawą i nie miał innej możliwości, jak skazać go łącznie na 25 lat więzienia. To oznacza, że mężczyzna będzie mógł opuścić areszt 11 grudnia 2017 r. - poinformowała Danuta Jastrzębska, rzecznik Sądu Okręgowego w Słupsku.
Wyrok zapadł w styczniu br. i jest już prawomocny. Jednak to, że Pękalski rzeczywiście odzyska wolność nie jest jeszcze przesądzone.
Chcą, by trafił do Gostynina
Dyrektor aresztu złożył również wniosek o uznanie Pękalskiego za człowieka szczególnie niebezpiecznego i umieszczenie go w ośrodku w Gostyninie. Mogłoby się tak stać na podstawie tzw. ustawy o bestiach. Pękalski spełnia trzy przesłanki, które kwalifikują go do izolacji.
- Pierwsza przesłanka to odbywanie kary w systemie terapeutycznym. Druga to występowanie upośledzenia, zaburzenia osobowości oraz preferencji seksualnych. Ważny jest też charakter tych zaburzeń. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia czynu zabronionego, dlatego wydaje mi się, że decyzja o umieszczeniu go w Gostyninie powinna zapaść. Wniosek wysłałem odpowiednio wcześnie, żeby orzeczenie zostało wydane jeszcze przed końcem kary - mówi mjr Marek Rzeszótko, dyrektor Aresztu Śledczego w Starogardzie Gdańskim.
Te informacje potwierdza Sąd Okręgowy w Gdańsku, który zajmuje się tą sprawą. - Wpłynął do nas taki wniosek. W grudniu wyznaczono termin rozprawy na 30 marca 2017 r. W sprawie dopuszczono dowód z opinii biegłych, wszystko zgodnie z wymogami ustawy. Z oczywistych względów nie możemy informować o wnioskach z opinii dotyczących stanu zdrowia skazanego - poinformował Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Według mnie występuje wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego - powiedział w Radiu Gdańsk major Marek Rzeszótko. Na pytanie reportera Radia Gdańsk, czy osadzony po wyjściu na wolność może zabijać, major odpowiedział: - Wszelkie prognozy na to wskazują. Zachodzi takie prawdopodobieństwo.
Sprawdzają stare sprawy
Kilka miesięcy temu do sprawy Prokuratura Regionalna wróciła do badania niewyjaśnionych zabójstw z końca lat 80. i początków 90. Wznowione śledztwo dotyczy spraw z niemal całej Polski, ale tylko tych, które jeszcze nie uległy przedawnieniu (chodzi o zbrodnie popełniane od 1986 r. - przyp. red.). Pękalski lubił podróżować. Często wychodził z domu i znikał na kilka dni, czasem tygodni. W śledztwie ze szczegółami opisywał, co zrobił. Gdy zmienił zeznania, nie dało się tego udowodnić. Śledczy liczą, że teraz, przy zastosowaniu nowych technik, będzie to możliwe.
- Czynności analityczne, które podjęliśmy latem ubiegłego roku jeszcze trwają. Z oczywistych względów nie możemy informować o wynikach tych działań - mówi Maciej Załęski z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Zgodnie polskim prawem morderstwo przedawnia się po 30 latach. Pękalski miał działać w latach 1984-91.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN24 Pomorze/ Radio Gdańsk