Wjechał w tłum podczas nielegalnych pokazów. Ruszył proces 19-latka

19-latek chce dobrowolnie poddać się karze
19-latek chce dobrowolnie poddać się karze
Źródło: tvn24

W Sądzie Rejonowym w Stargardzie (Zachodniopomorskie) ruszył proces 19-latka, który rok temu w centrum tego miasta wjechał w tłum gapiów. Osiem osób zostało wówczas poszkodowanych, w tym kilka ciężko. Mężczyźnie grozi dziesięć lat więzienia, ale chce dobrowolnie poddać się karze w zawieszeniu.

Oskarżony to 19-letni Damian M., który wjechał w tłum ludzi podczas próby wykonania trudnej ewolucji samochodem. Prokuratura oskarżyła go o sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób.

- Nie zachował on należytej ostrożności, nie dostosował prędkości do warunków panujących w ruchu, a ponadto celowo odłączył system antypoślizgowy zainstalowany w pojeździe – wylicza Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

W areszcie oskarżony spędził miesiąc – po wpłaceniu kaucji w wysokości 10 tysięcy złotych odpowiada z wolnej stopy.

Driftował "nieświadomie"

Młody mężczyzna przyznał się do spowodowania wypadku. Na pierwszej rozprawie rozpłakał się. Odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.

Sędzia odczytał jego wyjaśnienia ze śledztwa. Oskarżony twierdził w nich, że jechał maksymalnie 60-70 km na godzinę, samochód należy do jego mamy, a prawo jazdy ma pół roku. Przekonywał także, że do wypadku przyczyniły się dziury na drodze. System kontroli trakcji wyłączył, bo "tak się jedzie lepiej".

Wyjaśniał także, że nie brał udziału w żadnej nieoficjalnej imprezie, nie chciał się popisywać. Jechał tylko po kolegę.

Jego obrońca Przemysław Gac nie zgadza się z kwalifikacją czynu, którą przedstawiła prokuratura. Jak twierdzi, 19-latek nie chciał spowodować wypadku - nie działał świadomie - i do ostatniego momentu starał się uniknąć zderzenia.

Chce poddać się karze

- Mamy do czynienia z osobą młodą, która popełniła błąd. Poważny, ale pojedynczy błąd - przekonywał Gac. Zaproponował również dobrowolne poddanie się karze - 11 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata próby, zakaz prowadzenia pojazdów na 5 lat i dozór prokuratura.

Do zdarzenia doszło 18 sierpnia przed godziną 23 właśnie w Stargardzie (woj. zachodniopomorskie). Damian M., kierując srebrne auto marki BMW próbował wykonać manewr wejścia w kontrolowany poślizg na rondzie na placu Wolności – fachowo nazywa się to driftem. Stracił jednak panowanie nad autem, uderzył w krawężnik, który wybił go w górę, a potem wpadł na barierki, za którymi stał tłum gapiów.

W wypadku poszkodowanych zostało osiem osób, kilka ciężko.

"Zawody driftowe - vol.1"

Świadkowie zdarzenia twierdzą, że na portalu społecznościowym zostało opublikowane zaproszenie na nielegalną imprezę. Na jednym z portali ktoś z fałszywego konta założył wydarzenie o nazwie "Zawody driftowe - plac wolności vol.1" (pisownia oryginalna - red.).

Jak przekazał nam tuż po wypadku komisarz Łukasz Famulski z Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie, policjanci nie mieli w tym dniu zgłoszonej żadnej imprezy odbywającej się w centrum Stargardu.

Mieszkańcy miasta przekazali nam jednak, że policja była na miejscu i była świadoma tego, co się dzieje. - Auta krążyły i te samochody próbowały wyczyniać jakieś dziwne sztuczki. To znaczy latać bokiem, driftować. Stwarzały zagrożenie i to wszystko było na oczach policji - opisywał nocne wydarzenia młody mężczyzna. - W momencie, kiedy policja odjechała, wszystkim puściły wodze fantazji i to spowodowało, że jest wypadek - dodał.

Nie było zgłoszenia, nie było reakcji

Rzeczniczka policji w Szczecinie Irena Kornicz, pytana o to przez TVN24, podkreśliła, że funkcjonariusze nie mieli "oficjalnego zgłoszenia dotyczącego jakiejkolwiek zorganizowanej imprezy, która miała się odbyć na tym terenie". - Nie mieliśmy też żadnego zawiadomienia od obywateli - dodała.

- Policjanci sami ustalili, że może dojść do naruszenia prawa z zakresu ruchu drogowego w tym miejscu. Dlatego też sami podjęli decyzję o tym, że zostaną tam wysłane załogi. Tak też się stało. W momencie, kiedy byli tam policjanci, a byli na miejscu kilkadziesiąt minut, nie doszło do żadnego naruszenia prawa - tłumaczyła Kornicz.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: eŁKa/ks / Źródło: TVN24 Pomorze

Czytaj także: