Prokuratura będzie ustalać, czy ktoś przyczynił się do śmierci studentki, która uczestniczyła w studenckiej imprezie w Bydgoszczy. Dziewczyna mimo reanimacji zmarła. Wstępne wyniki sekcji wskazują, że doszło do "uduszenia przez nagłe ściśnięcie klatki piersiowej". Śledczy twierdzą też, że żadne dowody nie wskazują na to, że podczas zamieszania na studenckiej imprezie rozpylono gaz pieprzowy.
- Będziemy ustalać okoliczności, w jakich doszło do śmierci dziewczyny, musimy przesłuchać świadków i przeprowadzić kolejne badania. Wstępne wyniki wskazują, że doszło do uduszenia przez nagłe ściśnięcie klatki piersiowej - poinformował Piotr Dunal, zastępca Prokuratora Rejonowego z Bydgoszczy.
Podkreśla także, że na razie żadne dowody nie wskazują na to, żeby podczas zamieszania na studenckiej imprezie doszło do rozpylenia gazu pieprzowego przez ochroniarzy mających czuwać nad bezpieczeństwem studentów, co sugerowali niektórzy uczestniczący w otrzęsinach na bydgoskiej uczelni.
Panika w czasie imprezy
Tragedia wydarzyła się podczas imprezy na terenie kampusu Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy w czwartek. Po godz. 1.00 w nocy w zamkniętym łączniku stanowiącym jedyne przejście między dwoma budynkami uniwersytetu, zgromadziło się zbyt wielu ludzi. "Łącznik między budynkami był nieodłączną częścią "podróży" po bilet na imprezę" - informowali Kontakt 24 uczestnicy zabawy. Wchodząc i wychodząc z dwóch stron, młodzi ludzie stłoczyli się w tym miejscu i powstał chaos.
Z relacji studentów wynikało, że ścisk był tak wielki, że w pewnym momencie zabrakło miejsca. Dodatkowo było gorąco i zaczęło brakować powietrza. Co najmniej kilka osób miało zemdleć.
Podkom. Przemysław Słomski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy, potwierdził w rozmowie z tvn24.pl, że do paniki doszło "w łączniku między dwoma budynkami dydaktycznymi uniwersytetu".
Do bydgoskich szpitali trafiło w czwartek 16 osób. Trzy osoby wciąż przebywają w szpitalach po tragedii. Według informacji przekazanych przez biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy, dwie osoby są w ciężkim stanie.
Ochrona nie ma sobie nic do zarzucenia
Firma, która miała zadbać o bezpieczeństwo podczas studenckiej imprezy na terenie kampusu Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy, gdzie doszło do tragedii przekonuje, że działała zgodnie z procedurami.
- Jedni wchodzili inni schodzili i w pewnym momencie nastąpiło stratowanie ludzi, trudno powiedzieć czemu do tego doszło, to była bardzo dynamiczna sytuacja - relacjonuje Kaszowski.
Jak mówi nie zgadza się z tym, że to ochrona dopuściła do sytuacji, że nie było przejścia i ludzie zaczęli się tratować. – Mieliśmy tylu ludzi, ilu wymagało zlecenie. Mieli oni pilnować wyjść ewakuacyjnych, drzwi, żeby nie tarasować przejścia i wszystko to było – dodaje.
Imprezę zabezpieczało 15 ochroniarzy i 40 osób wyznaczonych przez samorząd studencki.
Ws. tragedii śledztwo wszczęła prokuratura
Po śmierci studentki Prokuratura Bydgoszcz Północ wszczęła postępowanie w sprawie nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa narażenia na utratę zdrowia lub życia wielu osób. Za taki czyn grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności.
Ponad tysiąc osób na imprezie
Według ustaleń policji w otrzęsinach brało udział ok. 1200 studentów. Według władz uczelni w imprezie łącznie uczestniczyło w sumie ok. tysiąca osób, a jednocześnie w budynkach nie przebywało więcej niż 700-800 osób.
Policja poinformowała, że władze uczelni wydały zgodę na przeprowadzenie imprezy.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze