Laweta wioząca zepsuty samochód przekracza prędkość, a zdjęcie z fotoradaru i żądanie wskazania kierowcy dostaje... właściciel przewożonego auta – z tej kuriozalnej sytuacji musi wytłumaczyć się komendant straży miejskiej w Czersku. Właśnie wrócił z dłuższego urlopu i unika odpowiedzi na pytanie o swoją "nadgorliwość". Nie uniknie jednak poważnej rozmowy z burmistrzem, który zapowiada wyciągnięcie konsekwencji.
Jak mogło dojść do tak kuriozalnej sytuacji? Reporter TVN24 Adam Kasprzyk próbował uzyskać odpowiedź od komendanta na to pytanie. Ten jednak uparcie odmawiał komentarza i uciekał, tłumacząc, że "jest na szkoleniu i nie można mu przeszkadzać".
– Nie będę udzielał odpowiedzi w tej sprawie – ucinał.
Komendant nie uniknie jednak spotkania i poważnej rozmowy z burmistrzem Czerska. Za swoją "nadgorliwość" musi się wytłumaczyć na piśmie.
– Tu ewidentnie popełniono błędy. Komendant powinien przestrzegać przepisów i je egzekwować, ale w sposób przyjazny dla mieszkańców – powiedział Marek Jankowski, burmistrz Czerska.
Zapytany o to, czy podjął już decyzję w sprawie postępowania komendanta powiedział, że takie sytuacje nie będą przez niego tolerowane i kiedy dostanie wyjaśnienia wyciągnie wobec komendanta konsekwencje.
Jechał na lawecie, ścigają go za przekroczenie prędkości
Na początku czerwca Piotr Daniluk dostał zdjęcie z fotoradaru i żądanie wskazania kierowcy swojego samochodu, który przekroczył dozwoloną prędkość. Problem w tym, że jego auto było zepsute i wieziono je na lawecie.
Laweta, która w sierpniu ubiegłego roku z Danii transportowała auto, przekroczyła dozwoloną prędkość o 23 km/h. Zarejestrował ją przenośny fotoradar straży miejskiej z Czerska na Pomorzu
Straż miejska uznała, że należy się kara, i że poniesie ją kierowca... samochodu przewożonego na lawecie, bo kierującego lawetą nie udało się ustalić.
"Samochód nie uczestniczył w ruchu"
Laweta nie była zarejestrowana w Polsce, miała zagraniczną rejestrację. - To nie jest tak, że jej numery były nieczytelne. Strażnicy je znają, bo mi również je przekazali - mówił w rozmowie z tvn24.pl Piotr Daniluk, właściciel samochodu przewożonego na przyczepie.
Właściciel wyjaśniał, że samochód zepsuł się na autostradzie w Danii. - Nie dało się nim jechać. Nie było w nim kierowcy, dlatego nie mam kogo wskazywać. Mój samochód nie uczestniczył w ruchu drogowym – dodał.
Piotr Daniluk skontaktował się w tej sprawie ze strażą miejską, chcąc wyjaśnić nieporozumienie. Jednak od komendanta miał usłyszeć jedynie, że w takiej sytuacji skierują sprawę do sądu przeciwko niemu za niewskazanie kierowcy lub użytkownika pojazdu (Grozi za to grzywna do 5 tys. zł – red.).
Sprawą zajmie się sąd.
Tutaj zrobiono zdjęcie fotoradarem:
Autor: ws/zp / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24