Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał wyrok dożywocia dla Marcina Ch., który podpalił swoją żonę w trakcie kłótni. Kobieta zmarła kilka dni później. Tragedii przyglądała się dwójka ich dzieci.
- Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok dla Marcina Ch., oskarżonego o zabójstwo żony Natalii Ch. Wyrok jest prawomocny – poinformowała nas Joanna Organiak z sądu. Mężczyzna został w sierpniu ubiegłego roku skazany wyrokiem Sądu Okręgowego w Bydgoszczy na karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Skazany odwołał się od tego wyroku, próbując udowodnić, że całe zdarzenie było nieszczęśliwym wypadkiem. Jednak sędzia odrzucił wszystkie zgłoszone przez jego obrońcę wnioski dowodowe.
Patrzył bezczynnie, jak płonie
Marcin Ch. w marcu 2015 roku w piwnicy domu w Koronowie oblał swoją żonę rozpuszczalnikiem, a następnie podpalił ją. Świadkami tego byli pięcioletni syn i jedenastoletnia córka Ch.
Jak zeznali świadkowie, poparzona kobieta wybiegła z domu i krzyczała wzywając pomocy. Opisali ją jako "słup ognia". W tym czasie, według sąsiadów, oskarżony siedział na schodach i obserwował całe zdarzenie bez żadnej reakcji.
Po kilku dniach kobieta zmarła w szpitalu – jej ciało było poparzone w siedemdziesięciu procentach. Dramat poprzedziła kłótnia małżonków. Jak wykazało śledztwo, mężczyzna był pod wpływem metamfetaminy.
Zmienił wersję
Sąd zdecydował również o wykonaniu przez zespół biegłych psychiatrów uzupełniającej opinii o stanie zdrowia psychicznego Marcina Ch. Okazało się bowiem, że w styczniu 2015 r., przed dokonaniem zabójstwa, korzystał on z porady lekarza psychiatry, Mirosława D.
31-latka oskarżono o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. W czasie śledztwa mężczyzna często zmieniał wersję wydarzeń. Na początku przyznał się do winy. Przyznał, że przed zdarzeniem poważnie się pokłócili. W momencie rozpoczęcia procesu stwierdził jednak, że słowa wypowiadał pod wpływem emocji.
Przed sądem w Bydgoszczy powiedział, że wszystko było dziełem przypadku. Zeznawał, że to kobieta zaczęła rozlewać substancję łatwopalną. Według mężczyzny to ona chciała go podpalić. Miała szarpać się mężem, a do zapłonu doszło w okolicznościach niewyjaśnionych.
"Bo to zła kobieta była"
- Najpierw przyjechała karetka, a nie policja. Ten pan z karetki pyta, co się stało, to powiedziałem mu, że podpaliłem żonę i chcę iść do więzienia. Najpierw chyba zapytał się, czemu to zrobiłem, to powiedziałem mu, bo to zła kobieta była - mówił w sądzie podczas jednej z rozpraw.
Motywy czynu oskarżonego nie są do końca jasne. W tle dramatu był konflikt małżeński. Według prokuratury, oskarżony mógł popełnić przestępstwo z dwóch powodów: żona chciała go zostawić lub przeciwnie - wbrew żądaniom Marcina Ch. - nie chciała się wyprowadzić z domu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/jb / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24