Sąd zakazał także oskarżonemu prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres 15 lat. Dodatkowo czworgu oskarżycielom posiłkowym, bliskim ofiar, Adrian G. ma zapłacić po 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Wyrok jest zgodny z wnioskami, które składał w mowie końcowej prokurator.
Orzeczenie nie jest prawomocne.
Dostał najwyższą możliwą karę
Sędzia Lidia Bodurka-Kowalska powiedziała w uzasadnieniu wyroku, że wymierzona kara ośmiu lat więzienia jest najwyższą, jaką przewiduje zarzut umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, postawiony Adrianowi G.Przypomniała, że przed zakrętem w miejscu wypadku stał znak z ograniczeniem prędkości do 40 km/h, a droga była nierówna. Całą jazdę Adriana G. filmował telefonem komórkowym siedzący na tylnym siedzeniu jeden z braci oskarżonego, a drugi brat siedział z przodu.- Nie ulega wątpliwości, że oskarżony umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, bowiem trudno raczej uznać za wiarygodne to, że oskarżony nie zdawał sobie sprawy, z jaką prędkością jedzie. Nadto zaś z treści nagrania staje się oczywistym to, że celem oskarżonego było faktycznie ustalenie i sprawdzenie, z jaką prędkością może jechać. I do tego był też zagrzewany przez osoby z nim jadące – mówiła sędzia.Sąd podkreślił, że poza dotychczasową niekaralnością Adriana G., nie znalazł w tej sprawie żadnych okoliczności łagodzących.- Za okoliczność taką nie sposób uznać wyjaśnień oskarżonego, w których przyznaje się do winy, bowiem jego wyjaśnienia w tym zakresie jedynie potwierdzają ustalenia wynikające z innych dowodów, a szczególnie nagrania. Jest natomiast szereg okoliczności obciążających, w tym liczba i ranga naruszonych przez oskarżonego zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Oskarżony zdecydował się na taką jazdę przy relatywnie dużym natężeniu ruchu. Poza tym wiedza o przyczynach i skutkach wypadków drogowych jest praktycznie wszystkim znana, jest nagłaśniana w mediach. I wiedza ta nie powstrzymała oskarżonego dla chwili przyjemności i zabawy do stworzenia takiego zagrożenia na drodze – powiedziała sędzia.
"Rodzina pojechała na pogrzeb, a wrócili na swój"
Odpowiadający z wolnej strony Adrian G. był na ogłoszeniu wyroku, ale odmówił dziennikarzom komentarza.- Najbardziej pocieszające jest to, że oskarżony dostał najwyższy możliwy wymiar kary. Wiemy, że to jest i tak za mało, ale tyle przewiduje prawo. To były dla nas dwa lata męki. Tym bardziej że rodzina pojechała na pogrzeb, a wrócili na swój – to jest na maksa dobijające. Ciężko znaleźć na to słowa. Z dziadkami się wychowywałam. Do dziś nie jestem w stanie uwierzyć, że już ich nie ma, że już nigdy do nich nie zadzwonię i nie pójdę na herbatę – powiedziała dziennikarzom Agata Wasielewska, która straciła w wypadku babcię, dziadka, ciotkę i wujka.Przyznała, że oskarżony nigdy nie skontaktował się z rodziną ofiar i nie wyraził skruchy.
- Myślałam, że chociaż teraz coś powie – dodała.
"Chciał sprawdzić, w ile samochód dobija do setki"
Do tragicznego wypadku doszło 28 grudnia 2017 roku w Raniewie koło Kwidzyna. Renault i bmw zderzyły się czołowo. W wypadku zginęły cztery osoby, które podróżowały renault. Były to dwa małżeństwa z Kwidzyna oraz z Sosnowca. Trzy osoby, które podróżowały pierwszym samochodem, zostały ranne. To mężczyźni w wieku 22, 27 i 32 lat.
Śledztwo wykazało, że 32-letni Damian O. najpierw zabrał auto swojemu pracodawcy bez jego wiedzy, a potem 22-letni Adrian G. wsiadł za kółko i spowodował wypadek.
- Samochód poruszał się z prędkością przekraczającą 200 kilometrów na godzinę. Wjeżdżając w zakręt, jego prędkość wynosiła co najmniej 150 kilometrów na godzinę, a w chwili zderzenia 120 - informowała w grudniu 2018 roku Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Kiedy 22-letni Adrian G. usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, przyznał się do winy.
- W złożonych wyjaśnieniach podał, że chciał sprawdzić, "w ile samochód dobija do setki". Jak się rozpędził, nie kontrolował już prędkościomierza - mówiła wtedy prokurator.
Początkowo zarzuty usłyszał 32-latek
Według ustaleń śledztwa kierowca bmw zjechał ze swojego pasa i zderzył się czołowo z jadącym prawidłowo renault scenic. Trzej podróżujący bmw mężczyźni w wieku 22, 27 i 32 lat zostali ranni.
Początkowo, tuż po wypadku, do prowadzenia auta przyznał się 22-latek, który, jak wykazało badanie, był trzeźwy. Jednak zeznania świadków i ustalenia policji wskazywały na to, że to nie on kierował autem, a Damian O. 32-latek od początku nie przyznawał się do popełnienia zarzucanego mu przestępstwa. Nie kłamał.
- Potwierdziły to nagrania wideo, zrobione w trakcie jazdy przez trzeciego z mężczyzn - poinformowała Grażyna Wawryniuk.
Osobny akt oskarżenia prokuratura skierowała do sądu przeciwko 33-letniemu dziś Damianowi O., który zabrał samochód bez wiedzy właściciela. BMW należało do prywatnego przedsiębiorcy - pracodawcy mężczyzny.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/ ks / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24