Prokuratura ujawnia kolejne ustalenia w związku ze śmiercią dwóch kobiet, które brały udział w skoku spadochronowym w Kołobrzegu. Kobiety spadły do morza i utonęły. Dotąd nikt w tej sprawie nie usłyszał zarzutów.
Prokuratura Rejonowa w Kołobrzegu prowadzi postępowanie w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch spadochroniarek. Do tragicznego wypadku doszło w miniony poniedziałek (5 sierpnia) na wysokości osiedla Podczele w Kołobrzegu.
W skoku uczestniczyły cztery osoby – dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Jak przekazali śledczy, kobiety, które zginęły to 29-letnia mieszkanka Złotowa i 33-letnia mieszkanka Wyrzyska. Według wstępnych ustaleń prokuratury, w poniedziałek około godziny 19.30 grupa spadochroniarzy wystartowała z lotniska Bagicz w Kołobrzegu.
Wpadły do morza
Jak przekazał nam Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, wszyscy uczestnicy skoku mieli wykonać akrobacje w powietrzu, a potem wylądować na plaży w Kołobrzegu. Wiatr zniósł ich jednak na pełne morze.
- Kobiety miały założone pasy dociążające o wadze od 7 do 9 kilogramów, aby lądować równo razem z pozostałymi członkami grupy. Wynika tak z zeznania pilota samolotu oraz dwóch pozostałych mężczyzn. Pasy ujawniono także na wyłowionych ciałach – przekazał nam Gąsiorowski.
Zdradził również, że wstępne wyniki sekcji zwłok kobiet powinny pojawić się w przyszłym tygodniu. – W ramach dotychczasowych czynności, głównie przesłuchań, odtworzono podstawowe elementy zdarzenia i konieczne będzie zasięgnięcie opinii biegłych, ponieważ oddawanie skoków obarczone jest różnymi wymogami. Będziemy badać, czy te wymogi zostały spełnione – powiedział Gąsiorowski.
Nie było motorówki
Rzecznik prokuratury odniósł się także do doniesień medialnych, według których w razie lądowania na spadochronie w pasie nadmorskim, obowiązkiem organizatorów jest zapewnienie asysty motorówki. - Będziemy sprawdzać, czy rzeczywiście było wymagane zabezpieczenie, na przykład w postaci motorówki z załogą, która mogłaby udzielić pomocy spadochroniarzom w razie wypadku – zaznaczył Gąsiorowski. Na to pytanie między innymi odpowiedzieć ma biegły z zakresu sportu spadochronowego, którego śledczy chcą powołać.
Prokuratura zabezpieczyła również dwie minikamery z ekwipunku. Śledczy sprawdzą, czy działały one podczas skoku.
Państwowa Komisja Wypadków Lotniczych prowadzi w tej sprawie swoje niezależne postępowanie. - Jej sprawozdanie na pewno będzie zawierać mnóstwo informacji przydatnych dla prokuratury – stwierdził Gąsiorowski.
Reanimowali je godzinę
Zgłoszenie o wypadku wpłynęło w poniedziałek o godz. 20:11. Na pomoc przyjechały cztery zastępy straży pożarnej, policja, pogotowie i ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie, że czterech spadochroniarzy, latających nad Kołobrzegiem, zostało porwanych przez wiatr i wpadło do morza - relacjonował w poniedziałek wieczorem rzecznik komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie Tomasz Kubiak.
- Na miejscu dwóch mężczyzn wydostało się samodzielnie z wody. Dwie kobiety były poszukiwane i zostały wydobyte z wody i przekazane służbom medycznym. Po prawie godzinnej resuscytacji krążeniowo-oddechowej, niestety, lekarz stwierdził zgon tych kobiet - wyjaśnił przedstawiciel straży pożarnej. Spadochroniarze wpadli do wody około 300 metrów od brzegu.
Doświadczeni skoczkowie
Jak ustaliła reporterka TVN24 Alicja Rucińska, skoki organizowała firma z Torunia. Według prokuratury, zarówno spadochroniarze, ja i pilot byli trzeźwi.
- Wszyscy członkowie grupy byli doświadczonymi skoczkami spadochronowymi, mieli certyfikaty wydane przez Urząd Lotnictwa Cywilnego. Nie był to na pewno komercyjnie organizowany skok. Było to w ramach uprawiania sportu - tłumaczy Gąsiorowski.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/ks / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: miastokolobrzeg.pl