Lokatorzy jednego z mieszkań w Gdańsku Wrzeszczu od kilkunastu lat zbierali śmieci. Te zaczęły się już wysypywać z okien. Sąsiedzi musieli walczyć ze smrodem, szczurami i karaluchami. Interwencje nic nie dawały. Dopiero po pożarze, który wybuchł w ubiegłym tygodniu, zaczęło się wielkie sprzątanie.
Mieszkańcy bloku przy ul. Chrzanowskiego we Wrzeszczu mogą odetchnąć z ulgą. Od kilku dni w budynku działa ekipa sprzątająca, która doprowadza do porządku jedno z mieszkań. Okazuje się, że jego właściciele od 15 lat znosili do swego lokum różne śmieci. Smród, karaluchy, szczury - to tylko niektóre z uciążliwości, z jakimi borykali się wszyscy od dłuższego czasu.
- Bezsens, głupota. Nie wiem jak to nazwać. Jak tu się żyje? Człowiek jest cały czas w nerwach, bo nie wiadomo, co się może wydarzyć. Ja się tylko zastanawiam, gdzie był administrator budynku - mówi tvn24 pani Irena, jedna z sąsiadek.
"Samo mówienie o problemie go nie rozwiązuje"
Zarządca budynku twierdzi, że nie czekał bezradnie. W 2006 r. udało się posprzątać mieszkanie. Wówczas wywieziono 15 kontenerów odpadów. Po "wielkim sprzątaniu" kłopotliwi lokatorzy: matka z synem znów się wprowadzili i nie zamierzali porzucić swojego dotychczasowego zajęcia.
Lokal szybko wypełniły kolejne śmieci. - To jest ich własnościowe mieszkanie, więc nie mamy podstaw, by ich eksmitować. Wiadomo, że ci ludzie mają kłopoty psychiczne. Informowaliśmy straż pożarną oraz MOPS o potencjalnym zagrożeniu, ale zawsze słyszeliśmy, że jeszcze nic się nie stało, więc nie ma powodu do interwencji - mówi Dorota Borowska, zarządca budynku.
Wspólnota mogłaby jeszcze próbować sądownie doprowadzić do licytacji mieszkania, ze względu na rażące zaniedbania właścicieli. Aby zacząć taki postępowanie, musieliby wpłacić 30 tys. zł, dlatego nie udało się doprowadzić tej sprawy do końca.
Pomógł pożar
- Pojawił się trzeci współwłaściciel, który odwiózł matkę i brata do ośrodka pomocy i wyraził zgodę na uprzątnięcie lokalu. Od 8 marca pracują tam ekipy, ale końca nie widać. Ten mężczyzna też się zaangażował w sprzątanie - opowiada Borowska i dodaje: - W nim jedyna nadzieja. To on powinien się zaopiekować rodziną i sprawić, by nie wróciła do zbieractwa.
"To nie jest dziwactwo"
O przypadku rodziny z Wrzeszcza opowiedzieliśmy dyrektorowi Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego w Gdańsku. Ten nie ma wątpliwości, że kłopotliwi lokatorzy powinni się leczyć.
- To jest patologiczne zachowanie. Można, a nawet trzeba takie osoby leczyć w warunkach szpitalnych, np. na wniosek rodziny czy też sąsiadów - tłumaczy Leszek Trojanowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego w Gdańsku.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: aa/gp / Źródło: TVN 24 Pomorze