Prokurator wojskowy, który strzelał do osób, które wtargnęły w nocy na jego posesję, przekroczył granice obrony koniecznej, ale nie w sposób rażący. Prokuratura Krajowa umorzyła właśnie śledztwo w sprawie spowodowania obrażeń ciała dwóch młodych mężczyzn. Prokuratorzy uznali, że prokurator mógł czuć się zagrożony. Decyzja nie jest prawomocna i została już zaskarżona.
Do zdarzenia, którego dotyczy śledztwo doszło w nocy pod koniec października ubiegłego roku w Gdańsku Wrzeszczu. Dwaj ranni mężczyźni trafili do szpitala. Jeden został postrzelony w pachwinę, a drugi w ramię i nogę.
Jak się okazało, strzelał prokurator wojskowy. Z uwagi na to, że sprawa dotyczyła gdańskiego śledczego zdarzeniem zajął się Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej.
Prokuratura musiała wyjaśnić, czy doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej.
Śledztwo umorzone
W środę rzeczniczka prasowa Prokuratury Krajowej Ewa Bialik poinformowała, że śledztwo w tej sprawie zostało umorzone. Decyzja nie jest prawomocna.
Z ustaleń śledztwa wynika, że dwóch młodych mężczyzn (w wieku 21 i 23 lat) około godziny 2.30 dostało się na teren ogrodzonej posesji i obudziło właściciela mieszkania, wspinając się po elewacji budynku. Prokurator, który przebywał w domu z żoną i małym dzieckiem, widząc w ciemności przy oknie obcego mężczyznę, był przekonany, że to napad.
- Było to o tyle prawdopodobne, że ze względu na wykonywany zawód prokuratora były pod jego adresem kierowane groźby pozbawienia życia ze strony przestępców, wobec których podejmował czynności procesowe. Dom był ponadto wcześniej obiektem napadów rabunkowych. Z tego powodu prokurator wynajął agencję ochrony, która miała pilnować posesji. Ostrzeżenia, że budynek jest chroniony, były umieszczone na ścianie, przy kracie, po której wspinali się nocą nieznani mężczyźni - powiedziała prokurator Bialik.
Według śledczych, mężczyźni dostali się na dach budynku w pobliżu okna, przy którym spało dziecko gospodarza. Wówczas ostrzegł on intruzów, że użyje broni, a następnie oddał strzały ostrzegawcze.
- Brak reakcji ze strony mężczyzn, którzy nie zatrzymali się, utwierdził właściciela w przekonaniu, że padł ofiarą napadu i intruzi chcą wyrządzić krzywdę jemu i jego rodzinie. W sytuacji, gdy jednocześnie pracownicy agencji ochrony nie odbierali telefonu, gospodarz oddał z legalnie posiadanej broni strzały, raniąc obu mężczyzn - dodała prokurator Bialik.
"Przekroczenie granic obrony koniecznej, ale nie rażące"
Według prokuratury, drobiazgowa analiza doprowadziła do wniosków, że do przekroczenia granic obrony koniecznej doszło, ale nie było ono rażące. Nastąpiło bowiem w odpowiedzi na bezprawne wtargnięcie na teren i w uzasadnionej strachem, dramatycznej sytuacji, którą gospodarz mógł oceniać jako zagrażającą jemu i jego rodzinie.
Prokurator Bialik dodała, że są to przesłanki określone w znowelizowanym w 2017 roku art. 25 paragraf 2a Kodeksu karnego, które wyłączają karę: "Nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej, odpierając zamach polegający na wdarciu się do mieszkania, lokalu, domu albo na przylegający do nich ogrodzony teren lub odpierając zamach poprzedzony wdarciem się do tych miejsc, chyba że przekroczenie granic obrony koniecznej było rażące".
Intencją autorów nowelizacji było, by pokrzywdzeni mieli przekonanie, że w obronie własnego domostwa mogą działać skutecznie, nie obawiając się ewentualnych konsekwencji dynamicznego, często niemożliwego do zaplanowania działania.
- Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej podjął więc jedyną możliwą decyzję o umorzeniu śledztwa wobec stwierdzenia, że sprawca na mocy znowelizowanego przepisu Kodeksu karnego nie podlega karze. Decyzja ta jest nieprawomocna i została już zaskarżona - zaznaczyła prokurator Ewa Bialik.
Oddzielne śledztwo w sprawie usiłowania włamania prowadzi gdańska prokuratura. Sprawa jest w toku. Nikt nie usłyszał zarzutów.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24