5-letni Szymon wpadł do studzienki kanalizacyjnej nieopodal placu zabaw. Utonął. W pobliżu "odkryto" jeszcze trzy betonowe dziury pełne wody nieosłonięte pokrywami. - Miasto robi, co może, ale walka ze złodziejami-złomiarzami jest nierówna - przekonuje radny Białogardu (zachodniopomorskie), gdzie wydarzyła się tragedia. Ale prokuratura sprawdzi też, czy to aby urzędnicy nie zawinili.
- Tych studzienek nie powinno tu nawet być. Powinny być zasypane lub zlikwidowane - twierdzi jeden z mieszkańców Białogardu w rozmowie z naszą reporterką. Wskazuje, że w okolicy wybudowano już inne, a te są niepotrzebne.
Mimo to nieosłonięte kanały straszą od wielu lat, przekonują mieszkańcy okolicy, gdzie doszło do tragedii.
Służby, już po tragedii, sprawdziły okolice miejsca, gdzie utonął 5-latek. Znaleziono w sumie cztery niezabezpieczone studzienki. Wszystkie zostały już przykryte.
Czy można było ich wcześniej nie zauważyć?
Teren należy do magistratu. Przy ulicy Zielonej jest osiedle domków jednorodzinnych, jest plac zabaw i boisko. W pobliżu krzaki i wysoka trawa. Gdzieś w tej trawie - studzienki kanalizacyjne.
- Miasto dba o ten teren "na tyle, na ile to jest możliwe" - mówi TVN24 radny z Białogardu Janek Sosnowski. Podkreśla, że plac zabaw jest oświetlony i ogrodzony.
A studzienki? Radny deklaruje, że miasto robi, co może, ale walka ze złodziejami-złomiarzami jest nierówna. Pokrywy do włazów to dla nich łatwy łup i źródło dochodów.
- Kradzież tych metalowych studzienek to problem ogólnopolski. Co nie zrobimy nowych to wszystko jest wycinane i kradzione. W tym przypadku pewnie mamy do czynienia właśnie z taką sytuacją. Miasto porządku ten teren zalesiony. Nie wszędzie można dojść i wszystko dopatrzeć - przekonuje radny Janek Sosnowski.
"Nie było zgłoszenia, będzie kontrola"
Burmistrz wyjaśnia, że miejsce, w którym doszło do tragedii nadzoruje miejska spółka melioracyjna. - Kiedy mają zgłoszenie, że skradziono właz od razu interweniują. W tej sytuacji nie było żadnego zgłoszenia. Skradziono tam łącznie cztery takie pokrywy włazów - mówi Krzysztof Bagiński, burmistrz Białogardu.
I dodaje, że zlecił już kontrole terenów podmiejskich. Pracownicy spółki mają regularnie sprawdzać instalacje i przygotowywać raporty.
- Chodzi o to, żeby na bieżąco patrolować czy są ubytki. Niestety jest to plaga w Białogardzie. Rocznie ginie kilkadziesiąt takich kręgów - mówi.
- Zgłoszenia mieszkańców są bardzo pomocne - zachęca Krzysztof Bagiński, burmistrz Białogardu.
Prokuratura sprawdzi też urzędników
Śledczy nie przesądzają, kto jest winien tragedii. Policja wcześniej informowała, że sprawdzą, czy chłopiec miał dobrą opiekę.
A Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Rejonowej w Koszalinie, informuje: - Sprawdzamy, czy do śmierci chłopca doprowadziła zwykła kradzież, czy zaniedbanie urzędników miejskich.
Śledztwo prowadzone jest pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci, czyli art. 155 art. k.k. Grozi za to do 5 lat więzienia.
Chłopca nie udało się uratować
Szymon wraz z trójką innych dzieci miał się bawić około 25 metrów od domu, w pobliżu prowizorycznego boiska. Bawili się w chowanego. Ojciec chłopca obserwował wszystko przez okno.
Gdy zauważył zniknięcie syna, od razu zaczął go szukać. Wezwał na pomoc innych członków rodziny. Jedna z osób zauważyła w pobliżu studzienki dziecięce buciki. Ojciec wskoczył do głębokiej na 2,6 metra dziury. Wyłowił dziecko i zaczął je reanimować.
Elżbieta Sochanowska, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie, poinformowała, że pogotowie otrzymało zgłoszenie około godziny 14:40.
- Zespół, który przyjechał na miejsce, zastał ojca dziecka prowadzącego reanimację. Ratownicy przejęli czynności. Niestety dziecka nie udało się uratować - powiedziała nam Sochanowska.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/i / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Pomorze