Po blisko trzech latach śledztwa rusza proces Stanisława G., który miał potrącić 11-letniego Kacpra ze Steklinka. Chłopiec zmarł. Mężczyzna był pod wpływem alkoholu, nigdy nie posiadał prawa jazdy, a nawet miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów.
To od początku była trudna i bulwersująca sprawa. Trzy lata zajęło zbieranie dowodów, które pozwoliły postawić przed sądem mężczyznę, który miał śmiertelnie potrącić chłopca jadącego na rowerze.
W piątek w Sądzie Rejonowym w Lipnie ruszył proces. To, co jest pewne w tej sprawie, to, że w lipcu 2015 roku Stanisław G. prowadził auto bez uprawnień, pod wpływem alkoholu i mając sądowy zakaz kierowania wszelkimi pojazdami. Nie przyznaje się on jednak do winy. Twierdzi, że chłopiec wjechał mu pod koła.
"Zrzuca się wszystko na dziecko, którego już nie ma"
Do wypadku doszło 14 lipca 2015 roku w miejscowości Steklinek niedaleko Torunia. Kierujący oplem, wówczas 20-letni Stanisław G., potrącił jadące rowerem dziecko, które zmarło w wyniku poniesionych obrażeń.
Prokuratura oskarżyła Stanisława G. o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym poprzez kierowanie samochodem bez uprawnień i w stanie wskazującym na spożycie alkoholu, a także poruszanie się środkiem drogi, co spowodowało, że prawą przednią częścią pojazdu uderzył w kierujące rowerem dziecko. Kacper zmarł w drodze do szpitala.
- Trzy lata czekaliśmy na postawienie zarzutów przez prokuratora. To skandal - powiedział PAP ojciec chłopca. Jego zdaniem, jest to "jedna, wielka porażka". – Ktoś powinien za to opowiedzieć, a nie zrzuca się wszystko na 11-letnie dziecko, którego już nie ma – denerwował się.
Cztery ekspertyzy
Rodzinę bulwersuje kilka szczegółów. Jak wskazują, od początku nie są brane pod uwagę, ich zdaniem, najważniejsze okoliczności – fakt kierowania mężczyzny autem pod wpływem alkoholu (0,42 promila), brak posiadania przez niego kiedykolwiek prawa jazdy, a także sądowy zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych orzeczony za jazdę autem po spożyciu alkoholu.
Wskazują również, że prokuratura po wypadku nie wystąpiła nawet do sądu z wnioskiem o areszt. - Dziecko zabił, a oni go puszczają? To jest śmiech, sami z siebie pośmiewisko robią – skomentował nam w 2015 roku ojciec Kacpra. Stanisłąw G. przed sądem odpowiada z wolnej stopy.
Pierwsze trzy ekspertyzy w tej sprawie wskazywały na winę chłopca, który miał zdaniem biegłych wyjechać kierującemu oplem prosto przed maskę, co potwierdzałoby jego wersję. Prokuratura skierowała akt oskarżenia dopiero po otrzymaniu czwartej ekspertyzy z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Z jej treści wynika, że Stanisław G. miał poruszać się autem środkiem drogi, co doprowadziło do takich obrażeń ciała chłopca, których konsekwencją była śmierć.
20 metrów od bramy
Rodzice 11-letniego Kacpra nie mają żadnych wątpliwości, że to kierowca opla jest winny śmierci ich syna. Wskazują, że miejsce tragedii znajduje się około 20 metrów od bramy wyjazdowej z posesji, więc chłopiec wcale nie wjeżdżał na drogę, ale już się nią poruszał. Argumentują, że widoczność wokół posesji jest dobra, Kacper nie mógł nie zauważyć auta. Wskazują też, że przy bramie, skąd miał wyjeżdżać chłopiec, nie ma śladów hamowania. Są przekonani, że to alkohol i brawura kierowcy doprowadziły do śmierci ich syna.
Za spowodowanie wypadku mężczyźnie grozi 8 lat więzienia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/ao / Źródło: TVN24 Pomorze/PAP
Źródło zdjęcia głównego: KMP Toruń