Koszt brytyjskiej monarchii w ubiegłym roku obrachunkowym 2013-14 wzrósł o 6 proc., w tempie ponad dwukrotnie szybszym niż inflacja, co przekłada się na 56 pensów (ok. 3 zł) na mieszkańca - tyle, ile kosztuje butelka odtłuszczonego mleka w supermarkecie Tesco.
Z raportu przedłożonego parlamentowi wynika, że tzw. grant suwerena (Sovereign Grant), stanowiący publiczny wkład w finansowanie wydatków głowy państwa, w roku rozrachunkowym zakończonym w marcu 2014 r. wyniósł 35,7 mln funtów - o 1,9 mln funtów więcej niż w poprzednim roku finansowym (2012-13). Wywołuje to krytykę pod adresem rodziny królewskiej za to, że jej wydatki rosną, gdy przychody ludności spadają. Niskimi przychodami Brytyjczyków prezes Banku Anglii Mark Carney uzasadniał ostatnio swoją decyzję o utrzymaniu stóp procentowych na rekordowo niskim poziomie, niezmienionym od 2009 r.
Remont pałacu księżnej Diany
Rachunki pokazują, że monarchia wydaje więcej na swoje utrzymanie, zwłaszcza na pałace. W tym kontekście uwagę zwraca szczególnie jedna pozycja – remont pałacu Kensington, oficjalnej rezydencji księcia i księżnej Cambridge, gdzie niegdyś mieszkała księżna Diana. Koszt prac szacuje się na 4,5 mln funtów wobec pierwotnie zakładanej kwoty ok. 1 mln funtów. Koszt remontu czteropiętrowego, 22-pokojowego apartamentu 1A użytkowanego w pałacu przez drugiego w sukcesji do tronu księcia Williama byłby jeszcze wyższy, gdyby nie to, że część kosztów wystroju i wyposażenia kuchni pokrył następca tronu, książę Walii Karol z przychodów z księstwa Kornwalii. Zdaniem krytyków, te przychody to także pieniądze publiczne, choć oficjalnie za takie nie uchodzą. Od przychodów z księstwa książę Walii płaci podatek od przychodów osobistych, a nie korporacyjny. Wśród powodów wysokich kosztów remontu pałacu Kensington - zaprojektowanego w drugiej połowie XVII w. przez Christophera Wrena, którego dziełem jest także katedra św. Pawła - wymieniana jest duża skala niezbędnych napraw i przeróbek, a także to, że przebudowa musi odpowiadać standardom organizacji English Heritage troszczącej się o kulturowe dziedzictwo Anglii.
Wydatki robią "złe wrażenie"
Jeszcze przed opublikowaniem raportu, gdy prasowy przeciek w weekendowym tabloidzie miał przygotować opinię publiczną na niespodziankę, przewodnicząca komisji rachunków publicznych Izby Gmin Margaret Hodge powiedziała, że rachunek za remont pałacu Kensington robi złe wrażenie w czasie, gdy przychody ludności kurczą się, a rząd tnie wydatki. Ogółem wydatki na królewskie pałace, w tym pałac Buckingham będący londyńską rezydencją Elżbiety II, wzrosły rok do roku o 45 proc. Największą pozycją w budżecie królewskiego dworu za ubiegły rok są wynagrodzenia – 19,5 mln funtów. Kwota ta nie wzrosła od poprzedniego roku obrachunkowego, co oznacza, że królewski personel nie otrzymał w tym czasie podwyżki.
Republikanie oburzeni
Współpracownicy dworu powiedzieli o raporcie wydanym na drogim papierze w formie eleganckiej broszury, że rodzina królewska "warta jest ceny, jaką się za nią płaci". Nie przekonuje to Grahama Smitha z antymonarchistycznej organizacji The Republic, którego zdaniem nic nie uzasadnia tak wysokich wydatków królewskiego dworu. Republikanie chcą obieralnej głowy państwa. Z początkiem roku posłowie komisji rachunków publicznych zarzucili doradcom finansowym Elżbiety II, której osobisty majątek oceniany jest na 330 mln funtów, że nie kontrolują monarszych wydatków, przez co rezerwowy fundusz na czarną godzinę skurczył się z 35 mln funtów w 2001 r. do 1 mln funtów w ub.r. Mimo większych wydatków pałace są nadal w nie najlepszym stanie. Dobra koniunktura na rynku nieruchomości, zwłaszcza w Londynie, oznacza, że Elżbieta II może spodziewać się kolejnej już podwyżki grantu suwerena w obecnym roku obrachunkowym. Grant ten stanowi 15 proc. zysków Crown Estate - instytucji zarządzającej królewskimi dobrami ziemskimi i nieruchomościami. W 2011 r. grant suwerena zastąpił tzw. listę cywilną, specjalną pozycję budżetu przeznaczoną na wydatki głowy państwa.
Autor: kło//rzw/kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: NASA/Bill Ingalls