- Nie potwierdza się teza kapitana Francesco Schettino, który mówił, że natychmiast wykonywał wszystkie manewry, żeby uratować całą załogę - tak o wnioskach z symulacji katastrofy statku Costa Concordia mówi Jacek Pietraszkiewicz, polski instruktor nawigacji elektronicznej.
Według Pietraszkiewicza, największym problemem ostatnio było uzyskanie wiarygodnych danych dotyczących pozycji statku Costa Concordia w chwili katastrofy. W czwartek w sieci pojawiły się jednak nowe dane dotyczące pozycji wycieczkowca i na ich podstawie powstała, wykonana przez NavSim Polska, najnowsza symulacja ruchu jednostki.
Na pewno zostały naruszone wszystkie zasady bezpieczeństwa. To na pewno potwierdzą koledzy, którzy są kapitanami takich dużych jednostek, gdzie w takiej odległości, nawet jeśli na mapach nie ma skał, takim statkiem, z taką prędkością się nie pływa. Jacek Pietraszkiewicz
Płynęli za szybko
- Pewne jest, że około godziny 20:30 Costa Concordia z dużą prędkością (ponad 15 węzłów) płynęła do wyspy Giglio najprawdopodobniej chcąc zaprezentować się w porcie tamtejszym turystom czy pozdrowić byłego kapitana - powiedział Pietraszkiewicz. - Z tego, co wiemy, płynęli za pomocą mapy elektronicznej, na której, jak mówił kapitan, nie było skał - dodał.
Jego zdaniem załoga chciała wykonać skręt bardzo blisko wyspy, ale zanim zdążyła odejść na bezpieczną odległość, uderzyła w skały, dokładnie o godzinie 20:45 i 5 sekund.
- Na pewno zostały naruszone wszystkie zasady bezpieczeństwa. To na pewno potwierdzą koledzy, którzy są kapitanami takich dużych jednostek, gdzie w takiej odległości [niespełna 2 mile], nawet jeśli na mapach nie ma skał, takim statkiem, z taką prędkością się nie pływa - podkreślił fachowiec.
Przyzwolenie albo brak kontroli
Zaznaczył, że każda tego typu jednostka jest wyposażona w rejestratory VDR (odpowiednik czarnych skrzynek), a każdy armator ma dostęp do danych z nich i może sprawdzać, jak rzeczywiście pływają kapitanowie poszczególnymi jednostkami.
Zaznaczył jednak, że nie wie, czy w przypadku Costa Concordia była milcząca zgoda na takie niebezpieczne praktyki albo ten nadzór nie działał.
Trzy etapy
Według Pietraszkiewicza całą symulację można podzielić na trzy części: fazę dojścia, fazę tuż po uderzeniu i fazę dryfu z wiatrem.
Statek uderzył w skały lewą burtą. Następnie jeszcze siłą inercji popłynął na północ, pod wiatr - opisywał zachowanie po zderzeniu Pietraszkiewicz. Z tego widać, że "nie potwierdza się teza kapitana, który mówił, że natychmiast wykonywał wszystkie manewry do tego, żeby uratować całą załogę - ocenił ekspert. Schettino nie starał się natychmiast sprowadzić jednostki na mieliznę. Wypłynęła ona na głębokość ponad 100 metrów i gdyby tam zatonęła, akcja ratunkowa byłaby "praktycznie niemożliwa".
Na szczęście z północnego-wschodu wiał wiatr, który obrócił i zepchnął Costa Concordię w powrotem na południe, tuż obok wyspy Giglio, gdzie ostatecznie osiadła. - Było widać, że statkiem już nikt nie steruje - podkreślił Pietraszkiewicz. Gdyby była sterowność, można by było posadzić jednostkę w znacznie bezpieczniejszym miejscu, gdzie prawdopodobnie by się nie przewróciła - ocenił.
Tragedia na statku
Costa Concordia uderzyła w skały nieopodal toskańskiego wybrzeża 13 stycznia wieczorem. Na razie potwierdzono śmierć 12 osób. 20 wciąż nie odnaleziono. Kapitan statku, Francesco Schettino, przebywa w areszcie domowym. Prawdopodobnie odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci i opuszczenie statku.
Byłeś na pokładzie Costa Concordii podczas katastrofy? Skontaktuj się z redakcją Kontaktu 24: Telefon: 22 324 24 24, sms: 516 4444 16, mail: kontakt24@tvn.pl
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ NavSim Polska sp. z o.o.