Wiceprezydent USA Joe Biden zjechał do Moskwy na dwa dni spotkań i rozmów ze wszystkimi najważniejszymi ludźmi w Rosji. Oficjalny powód to przygotowanie spotkania Baracka Obamy z Dimitrijem Miedwiediewem przy okazji majowego szczytu G8 w Deauville we Francji. Nie brak też jednak opinii, że pojawiając się w Moskwie w samym środku politycznych zawirowań i zakulisowych walk obozów Putina i Miedwiediewa, Biden wprowadza do tematu sukcesji w 2012 r. wątek amerykański.
Wiceprezydent USA Joe Biden spotkał się w środę z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. W czwartek z premierem Władimirem Putinem. To jego pierwsze bezpośrednie spotkania z rosyjskimi przywódcami.
"Zły policjant" nie taki zły?
Dotychczas władze w Moskwie postrzegały go jako sceptycznie nastawionego wobec polityki zbliżenia USA z Rosją, prowadzonej przez Obamę. Szczególnie Rosji nie podobają się działania Bidena na obszarze postsowieckim i tej części Europy, którą Moskwa uważa za swą strefę wpływów.
Szczególnie rozzłościło Rosjan wystąpienie Bidena w Bukareszcie (październik 2009), gdy poparł kraje Europy Środkowej i Wschodniej w dążeniach do trwałego wyjścia z rosyjskiej strefy wpływów.
Jednak zdaniem wielu komentatorów, Amerykanie prowadzą w tym wypadku politykę podobną jak Moskwa: "złego i dobrego policjantów". O ile w Rosji tym "złym" jest Putin, a "dobrym" Miedwiediew, to w Waszyngtonie rolę "złego policjanta" gra Biden. Tym "dobrym" jest oczywiście Obama.
Reset
Doradca prezydenta USA ds. Rosji Mike McFaul mówił, że wizyta amerykańskiego wiceprezydenta w stolicy Rosji ma utrwalić i rozszerzyć "reset" w relacjach między Waszyngtonem i Moskwą.
Jednak krytyczne wobec Putina i siłowików rosyjskie gazety przekonują, że przyjazd Bidena to demonstracja poparcia Zachodu dla starań Miedwiediewa o reelekcję w 2012 r. Reelekcję, która - jak się w tej chwili wydaje - jest mniej prawdopodobna, niż powrót na Kreml Putina.
Wspomniany McFaul oświadczył, że Waszyngton nie zamierza ingerować w zbliżające się wybory prezydenckie w Rosji i nie traktuje wizyty Bidena w Moskwie jako demonstracji poparcia dla któregokolwiek z kandydatów.
Miedwiediew lepszy?
Jeśli nawet Obama świadomie nie faworyzuje Miedwiediewa, to jednak swym zachowaniem sprawia, że takie wrażenie powstaje. Wystarczy przypomnieć pobyt prezydenta USA w Rosji w 2010 r., kiedy Obama wyraźnie zignorował Putina, jednocześnie podkreślając niezwykle serdeczne relacje z Miedwiediewem.
Głosy, że obecna amerykańska administracja woli rozmawiać z Miedwiediewem, a nie Putinem, nasiliły się na jesieni ubiegłego roku. I to właśnie dzięki Bidenowi, który publicznie wyraził wątpliwość w szczere intencje i trwałość zobowiązań Putina w sprawie atomowego rozbrojenia.
W wywiadzie dla magazynu "Foreign Policy", Biden stwierdził, że to Miedwiediew bez reszty oddał się sprawie atomowego rozbrojenia. - Kto wie, co zrobiłby Putin? - pyta wiceprezydent, sugerując, że po powrocie na Kreml Putina proces rozbrojenia i realizacja układu START mogłyby stanąć pod znakiem zapytania.
Wybór pozorny
Nawet jeśli Biały Dom stanowczo zaprzecza, że ingeruje w politykę wewnętrzną Rosji, faktem jest, że z punktu widzenia Obamy lepiej by było, gdyby Miedwiediew pozostał na Kremlu przez kolejne 4 lata. Pytanie, czy do zmiany nie dojdzie w Białym Domu?
Zresztą spekulowanie, kto będzie dla USA lepszym wyborem na Kremlu, może w ogóle mija się z celem? Jeśli bowiem chodzi o politykę zagraniczną, rzeczywista różnica między Putinem a Miedwiediewem sprowadza się do stylu i retoryki, nie do konkretów.
I to "liberał" Miedwiediew trzyma się twardego kursu wyznaczanego przez "siłowika" Putina, a nie na odwrót.
Źródło: tvn24.pl