Jedyny niezamieszkany ziemski kontynent, Antarktyda, robi się coraz bardziej zatłoczony. Co skłania państwa do wydawania milionów dolarów na zwiększanie swojej obecności w najzimniejszym miejscu naszej planety?
Chiny właśnie rozpoczęły przygotowania do budowy nowej stacji badawczej w Antarktyce, obszarze obejmującym Antarktydę wraz z okolicznymi wyspami. W ostatnich dniach grudnia w miejsce planowanej budowy przybył polarny lodołamacz Xue Long, a śmigłowce dostarczyły ponad 10 ton zaopatrzenia. Będzie to już piąta chińska baza w rejonie bieguna południowego, poprzednią uroczyście otwierano w ubiegłym roku. W sumie na Antarktydzie funkcjonuje już ponad 40 całorocznych baz i niemal drugie tyle sezonowych, a w jednej tylko amerykańskiej stacji McMurdo pracować może ponad tysiąc osób. Antarktyda, jedyny ląd bez rdzennej ludności i nie należący do żadnego państwa, staje się przedmiotem rosnącego pożądania kolejnych państw, a zachowanie jej dziewiczego charakteru wydaje się mieć coraz mniejsze znaczenie.
Ląd na wagę złota
Podstawową aktywnością stacji badawczych w okolicach znajdującego się na Antarktydzie bieguna południowego jest prowadzenie różnorodnych badań naukowych ziemskiego klimatu, budowy geologicznej czy aktywności sejsmicznej. Od niemal 40 lat swoją stałą stację im. Henryka Arctowskiego posiada również Polska Akademia Nauk. Ze względu na wyjątkowo czyste i wolne od zakłóceń falami radiowymi niebo, kontynent ten doskonale nadaje się także do utrzymywania łączności satelitarnej oraz prowadzenia obserwacji kosmosu. W 2007 roku swoją pracę rozpoczął na nim potężny amerykański radioteleskop o średnicy 10 metrów, służący m.in. do poszukiwań odległych galaktyk oraz do badań kosmicznej ciemnej energii.
Mimo że wszystkie bazy oficjalnie służą jedynie do celów badawczych, zainteresowanie Antarktydą wykracza poza czysto naukowe motywacje. Znaczenie dużego i jak dotąd nie posiadającego przynależności państwowej kontynentu jest potencjalnie niemożliwe do przecenienia. Jedną z korzyści, które kontynent ten może przynieść w przyszłości, ma charakter gospodarczy. Szacuje się, że na Antarktydzie znajdują się trzecie co do wielkości złoża ropy naftowej, a także bogate pokłady węgla, rud żelaza i metali rzadkich. Zdobycie wiedzy o ich położeniu i wielkości jest przypuszczalnie jednym z powodów rosnącej aktywności, choć ze względu na międzynarodowy zakaz poszukiwań surowców naturalnych pozostaje znacząco utrudnione.
Na Antarktydzie znajduje się ponadto 90 proc. światowych zasobów słodkiej wody, podczas gdy światowe zapotrzebowanie na wodę pitną rośnie z roku na rok, a wiele państw już dziś cierpi na jej niedostatek. Według prognoz amerykańskiego rządu sytuacja ta może doprowadzić w tym stuleciu nawet do "wojny o wodę" i trudno sobie wyobrazić, by przedmiotem sporu nie stał się wówczas największy światowy rezerwuar wody.
Mimo że Antarktyda pozostaje ziemią niczyją, którą można wykorzystywać jedynie do celów naukowych, jej potencjalne znaczenie strategiczne jest kolejnym powodem dla rosnącej ludzkiej obecności. Stacjom badawczym towarzyszy budowa portów oraz lotnisk, które potencjalnie mogą zostać wykorzystane również do celów militarnych. Argentyna i Chile nie ukrywają z resztą utrzymywania na tym kontynencie stałych kontyngentów wojskowych, przypuszcza się, że w mniej jawny sposób robią to również inne państwa. Do wykonywania zadań na potrzeby wojska mogą na przykład być wykorzystywani cywilni pracownicy kontraktowi. Wskazuje się, że kontynent już obecnie może być potajemnie wykorzystywany do utrzymywania wojskowej łączności, systemów kierowania rakiet oraz prowadzenia nasłuchu. Niedawno oskarżenia tego typu otwarcie wystosowała pod adresem Chin Australia, która ze względu na geograficzną bliskość Antarktydy jest szczególnie zagrożona niejawną aktywnością wojskową. Same Chiny, choć nieustannie podkreślają pokojowy charakter swojej rosnącej obecności w rejonie bieguna południowego, jednocześnie niemal nie informują o wynikach prowadzonych przez siebie badań, co nie służy budowie wzajemnego zaufania.
Ostatnia ziemia niczyja
W 1961 roku, w czasie trwania zimnowojennego wyścigu zbrojeń, w życie weszła międzynarodowa umowa regulująca status polityczno-prawny Antarktydy. Miało uchronić to ten kontynent przed degradacją spowodowaną ludzką obecnością oraz jego militaryzacją. Na mocy porozumienia zabronione jest jakiekolwiek wykorzystanie Antarktydy do celów wojskowych i poszukiwań surowców mineralnych oraz zagwarantowana została wolność prowadzenia badań naukowych. Ponieważ jego przynależność terytorialna pozostaje przedmiotem sporu, traktat zabrania ponadto do 2041 roku wysuwania nowych żądań terytorialnych. Przed 1961 roszczenia zdążyło jednak zgłosić 7 państw – Argentyna, Australia, Chile, Francja, Norwegia, Nowa Zelandia i Wielka Brytania, i problem ich uznawania wróci w niedalekiej przyszłości. Już obecnie państwa te samowolnie poszerzają swoje kompetencje, m.in. wbijając do paszportów pieczątki turystom odwiedzającym stacje oraz emitując własne znaczki pocztowe. Innym przykładem jest fakt, że polska stacja antarktyczna oficjalnie posiada chilijski adres korespondencyjny.
W 2048 roku przestanie z kolei obowiązywać zakaz poszukiwań złóż surowców naturalnych, dając państwom całkiem nowe możliwości działania. Jednocześnie globalne ocieplenie oraz postęp techniczny stopniowo ułatwiają eksplorację i potencjalne wykorzystanie tego lądu, co może skłaniać do nasilenia się rywalizacji w przyszłości. Zwiększanie dziś swojej obecności na Antarktydzie jest metodą umocnienia przez państwa swojej pozycji negocjacyjnej w przyszłości, gdy za ćwierć wieku kwestia jego przynależności oraz możliwości wykorzystania zostanie ponownie otwarta. Niejawność dużej części ludzkiej aktywności na Antarktydzie już dziś budzi z resztą wątpliwości, problem wykorzystania tego lądu może więc zostać "odmrożony" znacznie wcześniej, niż przewidują to zimnowojenne porozumienia.
Istnieje również szansa, że obowiązywanie obecnego porozumienia ws. Antarktyki zostanie przedłużone, jak miało to już miejsce w przeszłości. Wciąż jednak nie należy przeceniać jego znaczenia, ponieważ obowiązywanie Traktatu Arktycznego jest w pełni zależne od dobrej woli sygnatariuszy. Na mocy traktatu nie można wyegzekwować żadnych konsekwencji dla państwa, które zaczęłoby łamać jego postanowienia, pozostaje więc skuteczny jedynie tak długo, jak istnieje przekonanie co do jego zasadności. A potencjalne zyski ze złamania porozumienia z każdym rokiem wydają się coraz bardziej na wyciągnięcie ręki.
Autor: Maciej Michałek//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock, Wikipedia, tvn24.pl