Policja w Harlow na południowym wschodzie Anglii poinformowała w środę wieczorem, że nie posiada żadnych dowodów, które wskazywałyby na to, że zabójstwo 40-letniego Polaka było motywowane jego narodowością. - To zaledwie jeden z wątków śledztwa - podkreślono.
Detektyw Martin Pasmore powiedział w rozmowie z lokalnymi mediami, że policja wciąż przegląda zabezpieczone materiały z kamer monitoringu i telefonów komórkowych należących do sześciu zatrzymanych nastolatków. - Wyciągnięcie wszystkich najważniejszych informacji zajmie nam trochę czasu - dodał. Pasmore podkreślił, że funkcjonariusze nie zabezpieczyli na razie żadnego dowodu na to, że atak był bezpośrednio motywowany narodowością Polaków. - Na tym etapie śledztwa nie mamy na to żadnych dowodów. To wyłącznie jeden z wątków prowadzonego śledztwa i pytanie, które musimy sobie zawsze zadać profilaktycznie w sytuacji śmierci Polaka z rąk Anglików - zaznaczył.
"Po prostu szukali awantury"
- Nie jestem pewien, czy zaatakowali ich tylko za to, że byli Polakami - oni po prostu szukali awantury i zaczepiali ludzi. Ta grupa nastolatków zakłócała nam życie tutaj latami, niezależnie od narodowości - powiedział anonimowo Polskiej Agencji Prasowej jeden ze świadków zabójstwa.
Dodał, że lokalna społeczność od dawna apelowała do policji o interwencję. Jak przyznał, jego pracownicy sami często bali się wychodzić na plac, gdzie doszło do tragedii. - Policji brakuje pieniędzy i zasobów, żeby poradzić sobie z tymi sytuacjami - ocenił.
Rozmówca PAP przyznał jednak, że kiedy nastoletni napastnicy stwierdzili, że ich ofiary są obcokrajowcami, mogło się to przyczynić do eskalacji przemocy. - Wiele osób tu mieszkających wie, kim byli sprawcy, ale wolą siedzieć cicho. Sześciu aresztowanych chłopaków zostało wypuszczonych na wolność - jeśli powiesz cokolwiek przeciwko nim, mogą przyjść i zrobić ci krzywdę. Nawet jeśli to zgłosimy policji, ich reakcja będzie znowu zerowa - irytował się. Krytykując działania policji, podkreślił także, że w zdarzeniu brało udział trzech - a nie, jak informowała policja, dwóch - Polaków, ale jeden z nich został tylko lekko ranny, szukając schronienia w jednym z pobliskich punktów usługowych.
"To był ciężko pracujący człowiek"
W środę wieczorem za pośrednictwem policji swoje oświadczenie wydała rodzina zabitego Arkadiusza J., wcześniej funkcjonariusze potwierdzili jego tożsamość. Według informacji PAP, mężczyzna mieszkał w Wielkiej Brytanii co najmniej od 2012 roku i pochodził z Tomaszowa Mazowieckiego w środkowej Polsce.
"Jesteśmy absolutnie wstrząśnięci utratą naszego brata, syna i wujka Arka. To bardzo trudny okres dla nas, bo został on nam zabrany nagle i niespodziewanie" - napisali bliscy Polaka. "To był ciężko pracujący człowiek, który uwielbiał spędzać czas ze swoją rodziną, a szczególnie bratankiem, z którym grał w piłkarzyki" - dodali. Poprosili media o uszanowanie ich prywatności w okresie żałoby. Jak dowiedziała się PAP, zgodnie z wolą rodziny Polak zostanie pochowany na cmentarzu w Harlow.
Atak
Do tragedii doszło w sobotni wieczór. Tuż przed północą Polacy jedzący pizzę na placu handlowym The Stow zostali zaatakowani przez grupę ponad 20 nastolatków, chłopaków i dziewczyn.
Przybyły na miejsce patrol policji znalazł dwóch mężczyzn: 40-letniego Arkadiusza J. i jego 43-letniego kolegę, nieprzytomnych, leżących na chodniku. Obaj zostali natychmiast zabrani do szpitala. Młodszy z nich zmarł w poniedziałek wieczorem w Addenbrooke Hospital w Cambridge w wyniku odniesionych ran głowy. Starszy został wypisany po krótkiej hospitalizacji i jest w szoku - samego wydarzenia nie pamięta, bo ocknął się dopiero w szpitalu.
Autor: kg/kk / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fakty z Zagranicy - TVN24 BiS