To było najtrudniejsze 48 godzin w historii powojennego Paryża, ale przez te dwie doby Francuzi pokazali, że potrafią sobie pomagać. Mimo dramatycznej sytuacji starają się także pokazać, że stawiają opór terrorystom.
Plac Republiki, to symboliczne miejsce, gdzie mieszkańcy Paryża przychodzą zawsze, kiedy w ich mieście dzieje się coś nadzwyczajnego. Gromadzą się, by wspólnie wyrazić to co czują. Tym razem jest podobnie.
- Nie poddamy się. Nie możemy pozwolić na to żeby to się powtórzyło. Chociaż mamy świadomość, że zapewne się powtórzy - mówi Allain Gedau, mieszkaniec Paryża.
Ważne dla wszystkich Francuzów symbole mieszają się z łzami tych, którzy ocaleli. - Powinniśmy do końca stawiać opór. Nadal wychodzić z domów, nie bać się ani nie chować. Jeżeli zaczniemy się chować - oni wygrają, a tego przecież nie chcemy. Francja pozostanie Francją i my wygramy - zapowiada jedna z mieszkanek francuskiej stolicy.
To "wygrywanie" zaczęło się kilkanaście sekund po tym jak padły pierwsze strzały.
Media społecznościowe
- Korporacje taksówkowe woziły klientów nie pobierając opłat. Wszystkie osoby, które przebywały w Paryżu, Facebook pytał, czy wszystko jest z nimi dobrze, aby mogli się oznaczyć jako "bezpieczni" - mówi Damian Noszkowicz, polski fotograf w Paryżu.
Poza możliwością poszukiwania bliskich, w mediach społecznościowych zaczęła się też akcja #PorteOuverte (drzwi otwarte - red.) - ludzie dawali innym schronienie w swoich mieszkaniach.
Hey tourists in #Paris if you need help or some place to sleep around Jussieu 5th arrondissement, my door is open. #PorteOuverte #OpenDoor
— Thomas Nigro (@ThomasNigro) listopad 13, 2015
To była spontaniczna akcja. Alexandre na kilkunastu metrach kawalerki, w której mieszka przyjął kilku chowających się przed kulami rówieśników.
Opération #PorteOuverte #Paris réussie ! Petit déjeuner avec nos 4 invités d\\\'hier, en écoutant la #CompagnieCréole ! pic.twitter.com/x7i3yIrw5V
— Alexandre Lourié (@louriealexandre) listopad 14, 2015
- Przenocowałem cztery osoby. Trzy dziewczyny i jednego chłopaka. Nie mogli wrócić, bo nie działało metro i było ryzyko kolejnych ataków - tłumaczy Alexandre Lourie.
Autor: mb/r / Źródło: tvn24