Plac Republiki, to symboliczne miejsce, gdzie mieszkańcy Paryża przychodzą zawsze, kiedy w ich mieście dzieje się coś nadzwyczajnego. Gromadzą się, by wspólnie wyrazić to co czują. Tym razem jest podobnie.
- Nie poddamy się. Nie możemy pozwolić na to żeby to się powtórzyło. Chociaż mamy świadomość, że zapewne się powtórzy - mówi Allain Gedau, mieszkaniec Paryża.
Ważne dla wszystkich Francuzów symbole mieszają się z łzami tych, którzy ocaleli. - Powinniśmy do końca stawiać opór. Nadal wychodzić z domów, nie bać się ani nie chować. Jeżeli zaczniemy się chować - oni wygrają, a tego przecież nie chcemy. Francja pozostanie Francją i my wygramy - zapowiada jedna z mieszkanek francuskiej stolicy.
To "wygrywanie" zaczęło się kilkanaście sekund po tym jak padły pierwsze strzały.
Media społecznościowe
- Korporacje taksówkowe woziły klientów nie pobierając opłat. Wszystkie osoby, które przebywały w Paryżu, Facebook pytał, czy wszystko jest z nimi dobrze, aby mogli się oznaczyć jako "bezpieczni" - mówi Damian Noszkowicz, polski fotograf w Paryżu.
Poza możliwością poszukiwania bliskich, w mediach społecznościowych zaczęła się też akcja #PorteOuverte (drzwi otwarte - red.) - ludzie dawali innym schronienie w swoich mieszkaniach.
To była spontaniczna akcja. Alexandre na kilkunastu metrach kawalerki, w której mieszka przyjął kilku chowających się przed kulami rówieśników.
- Przenocowałem cztery osoby. Trzy dziewczyny i jednego chłopaka. Nie mogli wrócić, bo nie działało metro i było ryzyko kolejnych ataków - tłumaczy Alexandre Lourie.
Autor: mb/r / Źródło: tvn24