- Można sobie wyobrazić, że był taki natłok zdarzeń, iż piloci nie mieli czasu zająć się komunikacją z ziemią - mówił w „Faktach po Faktach” kpt. Jan Czyżewski, pilot samolotów pasażerskich. Zdaniem Wojciecha Łuczaka załoga airbusa linii Germanwings musiała być nieprzytomna, nie żyć albo coś jej uniemożliwiało działanie, ponieważ inaczej niemożliwością jest - przekonywał - po prostu wlecieć w ziemię mimo "dobitnych" ostrzeżeń ze strony systemów pokładowych.
Jan Czyżewski zaznaczył, że sam fakt, iż samolot miał pół godziny opóźnienia na starcie o niczym nie świadczy. Jego zdaniem po prostu na lotnisku w Barcelonie był duży ruch, co się zdarza i jest codziennością. Takie samo zapewnienie złożyli w środę wieczorem na konferencji prasowej przedstawiciele Lufthansy.
Trudna sytuacja w kokpicie?
Kapitana zastanowiło natomiast milczenie załogi podczas trwającego dziewięć minut szybkiego zniżania. Zgodnie z procedurami powinna wykonać szereg czynności, w tym poinformować o nadzwyczajnej sytuacji kontrolę naziemną. - Można sobie wyobrazić, że jest taki natłok zdarzeń, iż piloci nie mają czasu zająć się komunikacją - zaznaczył Czyżewski. Wojciech Łuczak spekulował natomiast, że we współczesnych samolotach praktycznie niemożliwością jest "tak po prostu" wlecieć w ziemię, bo szereg systemów dobitnie ostrzega przed zagrożeniem. Zdaniem wydawcy magazynu Raport WTO, w sposób wyraźny wskazuje to na problem z załogą. - Musiała być nieprzytomna, nie żyć, albo nie być w stanie wykonywać odpowiednich czynności, bo ktoś lub coś im przeszkadzało - mówił. Pojawiająca się w mediach teoria o możliwej dekompresji i utracie przytomności przez załogę, jest zdaniem Czyżewskiego mało prawdopodobna. - Maski tlenowe są tuż obok pilotów. Ich założenie to ułamki sekund i podstawowa czynność, którą piloci wielokrotnie trenują na symulatorach - mówił pilot. Dodał przy tym, że nawet w przypadku gwałtownej dekompresji przytomności nie traci się natychmiast.
Katastrofa airbusa we Francji
Samolot linii Germanwings rozbił się we wtorek przed południem. Maszyna Airbus A320 leciała z Barcelony do Duesseldorfu z 150 osobami na pokładzie. Nikt nie przeżył. Ofiary to w większości Niemcy i Hiszpanie. Samolotem podróżowali także obywatele kilkunastu innych krajów. Do tej pory znaleziono jedną z czarnych skrzynek, z której odczytano zapis rozmów w kabinie pilotów. Francuscy śledczy nie informują jednak o możliwych przyczynach katastrofy. Wykluczyli jedynie, że doszło do eksplozji w powietrzu. Ułożenie szczątków wskazuje jednoznacznie na wlecenie w górskie zbocze z dużą prędkością. Podczas ostatnich minut lotu samolot zachowywał się tak, jakby pozostawał pod kontrolą pilotów lub komputera.
Autor: mk//rzw / Źródło: TVN24, tvn24.pl