"Dom z horroru". Zabójca "poćwiartował ciała, kości rzucił zwierzętom"


Francuscy śledczy poszukują szczątków czteroosobowej rodziny Troadeców, która zaginęła w połowie lutego z domu pod Nantes. Domniemany zabójca zeznał, że poćwiartował ciała, część spalił, a część rozrzucił w lesie na pożarcie dzikim zwierzętom. Skruszonymi kośćmi miał z kolei nakarmić swoje świnie i kury.

W poniedziałek francuska prokuratura poinformowała, że do zabójstwa czteroosobowej rodziny - małżeństwa Brigitte i Pascala oraz ich dzieci Sebastiena i Charlotte - przyznał się 46-letni Hubert Caouissin, partner siostry Pascala.

Caouissin był przekonany, że Troadecowie ukrywali przed nim złoto, o którym rzekomo miała być mowa w testamencie jego teścia.

Śledczy wkroczyli do gospodarstwa Caouissina w Pont-de-Buis w północno-zachodniej Francji, gdzie mogą znajdować się szczątki Troadeców.

"Le Parisien" pisze, że w środę rano rozpoczęła się wizja lokalna z udziałem domniemanego zabójcy.

- To zdumiewające miejsce - powiedziało regionalnemu dziennikowi "Le Telegramme" źródło zbliżone do śledztwa.

"To gospodarstwo, gdzie żyli Hubert Caouissin, jego partnerka Lydie Troadec i ich 7-letni syn, stało się domem z horroru" - pisze dziennik "La Libre".

"Le Parisien": poćwiartował ciała, dał zwierzętom

W poniedziałek francuska prokuratura poinformowała, że 46-letni inżynier przyznał się do zabicia czterech członków swojej rodziny w ich domu w Orvault pod Nantes. Użył do tego łomu. Potem samochodem Sebastiena przewiózł ciała do swojego gospodarstwa w Pont-de-Buis, które znajduje się ok. 250 km od Nantes.

"Le Parisien", powołując się na swoje źródła, informuje, że masakra rozegrała się w jednym z budynków o grubych ścianach na terenie działki. Caouissin miał za pomocą obcęgów i siekiery poćwiartować ciała czterech osób, a potem spalić je w kotle. Popiół miał rozrzucić po ogromnej działce, a pokruszonymi kośćmi nakarmić świnie i kurczaki, które hodował.

"Le Parisien" powołuje się na treść zeznań Caouissina. Miał on oświadczyć także, że część kawałków ciał rzucił w lesie na pożarcie dzikim zwierzętom.

Spalone brwi, poparzona twarz

Caouissin i jego partnerka zostali zatrzymani. Mężczyźnie postawiono już zarzuty zabójstwa czterech osób. Teraz śledczy próbują ustalić, jaka była rola jego partnerki, Lydie. Ona sama twierdzi, że nie miała pojęcia o zbrodni. 17 lutego - dzień po zaginięciu Troadeców - o wszystkim miał opowiedzieć jej mąż.

Tuż po ujęciu pary policja zaczęła przeczesywać ich gospodarstwo w Pont-de-Buis. To ponad 30 hektarów lasów i zarośli.

Francuskie media piszą, że oboje byli odludkami. Nie mieli przyjaciół, nie utrzymywali kontaktów z sąsiadami.

Caouissin pracuje jako inżynier. Krótko po uprowadzeniu i zabiciu rodziny miał pojawić się w pracy z poparzoną twarzą i spalonymi brwiami. Jak informuje Radio France Inter, wytłumaczył kolegom, że to z powodu problemów z piecem.

Poszukiwania śladów

Do wtorkowego wieczora - jak informują media - nie udało się znaleźć żadnych szczątków rodziny. Śledczy mają nadzieję, że zeznania Caouissin były prawdziwe i uda się do końca wyjaśnić śmierć czteroosobowej rodziny.

Samochód Sebastiena, którym przetransportowano zwłoki, znaleziono niedaleko gospodarstwa Caouissina i jego partnerki. Wówczas mężczyznę odwiedzili policjanci, ale ten powiedział im, że nie spotkał się z rodziną od lat. W ich domu w Orvault znaleziono jednak szklankę z jego odciskami palców. Wtedy stał się podejrzanym.

Autor: pk\mtom/jb / Źródło: Le Parisien, La Libre