"Cyborg", który przetrwał niewolę: Śmierć? Były gorsze myśli

Cyborg
Cyborg
tvn24
Oleg Kuzminych w niewoli przebywał 124 dnitvn24

To pierwszy wywiad Olega Kuzminycha dla polskich mediów - człowieka, który stał się bohaterem wojennym Ukrainy. Zaczęło się od wstrząsającego nagrania: prorosyjscy separatyści pokazali w lutym, jak znęcają się nad pojmanym oficerem, obrońcą lotniska w Donbasie. Potem był marsz hańby ulicami miasta. A potem wszelki słuch o żołnierzu zaginął. Po kilku miesiącach niewoli wrócił do rodziny i do wojska. Słynny "cyborg" potrzebował czasu, ale w końcu zgodził się opowiedzieć o tym wszystkim, co się wydarzyło. Materiał "Czarno na białym".

Historię ukraińskiego komandosa, pojmanego przez rosyjskich terrorystów w Doniecku, pokazaliśmy na początku lutego. To wówczas spotkaliśmy się z rodziną podpułkownika Olega Kuzminycha - jego młodszym bratem i rodzicami.

Zobacz archiwalny materiał "Czarno na białym" o "cyborgu" z Doniecka:

W łapach bandytów
W łapach bandytów tvn24

Do Żytomierza, rodzinnego miasta Kuzminycha, wracamy na początku września. Choć pułkownik został uwolniony pod koniec maja, po 124 dniach niewoli, dopiero teraz zgodził się na spotkanie i rozmowę.

Do tamtych wydarzeń wciąż powraca niechętnie. - Powiedzieli mi, że taki film jest, próbowali go pokazać. Powiedziałem, że nie chcę. Ja to widziałem na własne oczy. Patrzeć na to znowu... Nie chce się - mówi Kuzminych.

To jeden z ukraińskich obrońców lotniska w Doniecku. Utrzymywali pozycję przez 242 dni. Stąd wziął się ich przydomek - cyborgi.

- Jeśli mówić o cenie tej obrony, to była wysoka. Pytanie, dlaczego. Nie wystarcza nam bezzałogowców, systemów radiolokacyjnych kontrolujących artylerię przeciwnika. Mamy to, co mamy i dlatego zapłaciliśmy tak wysoką cenę - mówi komandos, pytany o obronę lotniska.

Wysoka cena to pół tysiąca rannych i śmierć niemal 180 obrońców. Brak sprzętu i zaopatrzenia spowodował, że w końcu musieli się poddać. Niedobitki trafiły w ręce samozwańczego watażki, "Giwiego".

Marsze hańby

- Dla niego, jak sam mówił, to był wielki sukces. Dlatego pojawiła się stacja (telewizyjna - red.) Live News i inne. On przede wszystkim chciał pokazać siebie ludziom w Donieckiej Republice Ludowej. Jaki to z niego człowiek sukcesu, zaradny komendant polowy, któremu udaje się działać z takim powodzeniem - mówi Kuzminych.

Wspominając niewolę opowiada, że przesłuchiwali go rosyjscy oficerowie. - Widać było po akcencie - twierdzi. Opisuje też, jak początkowo był traktowany.

- Pierwszego dnia strzelali do mnie i tak dalej. Chodzi o takie rozstrzeliwanie bez nabojów. No i bili. Mocno bili - relacjonuje. Był jeszcze tak zwany marsz hańby na ulicach Doniecka, w którym rosyjscy oprawcy poprowadzili ukraińskich jeńców. - Chcieli mi pokazać, że postępujemy bezprawnie. "O, proszę, popatrzcie na reakcje otoczenia" - mówi Kuzminych.

Śmierć? "To nie były najgorsze myśli"

- Znajdowanie się w pojedynczym… nawet nie można nazwać tego pokojem, bo to było pomieszczenie o rozmiarach dwa metry na metr, bez okna. 90 dni w tym pomieszczeniu. Ciągłe, nieustanne naciski - dodaje.

Pytany, czy w niewoli pojawiały myśli o śmierci odpowiada, że to nie one były najgorsze. - O śmierci tam mówili. Ale, powiedzmy tak: to nie były najgorsze myśli. Straszne myśli są wówczas, gdy zastanawiasz się, co z tymi, którzy zostali. Gdy o bliskich myślisz, o rodzinie - zdradza oficer. Kolejny miesiąc w niewoli pułkownik Kuzminych spędził już w normalnej celi. A wokół sprawy jego uwolnienia toczyły się coraz bardziej intensywne negocjacje polityczne. Wreszcie 21 maja o poranku gruchnęła nowina: Oleg w wyniku kolejnej wymiany jeńców nareszcie jest na wolności.

Radość po uwolnieniu

- Wierzyłam i nie wierzyłam. Rankiem syn, Sieriożka, zadzwonił, że Aleszka nasz już w Kijowie. Pojawiło się takie uczucie, jak to powiedzieć, że... No, dopóki nie zobaczyliśmy go w telewizji, trudno było uwierzyć, że on już jest na wolności - wspomina matka.

- Przyszedłem do mieszkania, Oleg był już tu, w tym pokoju. Niczego nie mogłem powiedzieć. Przytuliłem go i zapłakałem. To był pierwszy moment. A potem już zaczęliśmy rozmawiać. Takie były pierwsze chwile - dodaje ojciec żołnierza.

Żona Tetiana i dwie córki zobaczyły Olega tuż po uwolnieniu - podczas uroczystości nadania mu przez Petra Poroszenkę Orderu za Męstwo. - O nich było najtrudniej myśleć. O nich najtrudniej. O sobie nie, ponieważ gdy widzisz, jak obok ciebie giną koledzy, to w czym tym jesteś lepszy? W niczym. Wczoraj zabili człowieka z twojego oddziału, jutro ciebie zabiją. W niczym nie jesteś lepszy - mówi komandos.

Wciąż w służbie

Kuzminych nadal jest żołnierzem. Awansował, został wiceszefem do spraw szkolenia w macierzystej 95. Brygadzie Powietrzno-Desantowej w Żytomierzu. - Myśl, żeby skończyć z armią? Powiedzieć sobie, że już się nawojowałem? Posiedzieć w domu? Nie. Przede wszystkim jestem oficerem - mówi komandos pytany o to, czy nie rozważał odejścia ze służby. Jednak podkreśla, że w jego życiu wiele się zmieniło. - Do czasu niewoli byłem żołnierzem. Po niewoli jestem wierzącym żołnierzem - podkreśla. - Kiedy znajdujesz się w odosobnieniu. I kiedy… No wyobraźcie sobie: siedzieć i myśleć dobę. Patrzeć na ścianę i myśleć. I tak przez 90 dni. Patrzeć na ścianę i o czym tu myśleć? Nie oglądać telewizji, nie zaglądać do internetu, po prostu patrzeć na ścianę. To o Bogu były myśli, o Bogu - dodaje.

Bohater z Żytomierza

W żytomierskiej społeczności ma status wojennego bohatera. Występuje w tej roli publicznie, jak na przykład podczas koncertu z okazji święta miasta. Angażuje się też w projekty mające mobilizować Ukraińców do walki z rosyjskim agresorem. Wraz z bratem założył fundację, która pomaga rodzinom poległych na wschodzie oraz rannym w tej wojnie. Korzystając ze spotkania z reporterem „Czarno na białym”, ma też prośbę do Polaków. - Jeśli jest w waszym społeczeństwie ktoś, kto może pomóc, przyjąć na leczenie naszych żołnierzy, odezwijcie się - apeluje Kuzminych.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: dln / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: tvn24

Tagi:
Raporty: