"Tylko nie kłamcie Polakom, że my tu z Rosją tworzymy jakiś sojusz"


Alaksandr Łukaszenka, prezydent Białorusi, ogłosił w niedzielę, że w przyszłorocznych wyborach zamierza ubiegać się o reelekcję. Swą kandydaturę zapowiedział przy okazji oddawania głosu w Mińsku w wyborach do niższej izby parlamentu - Izby Reprezentantów. Komentował też relacje z Polską.

- Zaproponuję swoją kandydaturę w tych wyborach. Jeśli jednak ludzie będą kategorycznie przeciw, to oczywiście, będzie mi przykro, ale powinni odrzucić moją kandydaturę w wyborach - powiedział Alaksandr Łukaszenka dziennikarzom w niedzielę, po oddaniu głosu w Mińsku wyborach do izby niższej białoruskiego parlamentu. Zapewnił, że "nie zamierza kurczowo trzymać się fotela". Szefem państwa jest od 1994 r. Kolejne wybory mają odbyć się w przyszłym roku.

"Jesteśmy na Polskę zawsze otwarci"

Prezydent Białorusi oświadczył, że jego kraj jest gotów do zacieśniania relacji z Polską. - Jesteśmy na Polskę zawsze otwarci, to jeden z najbliższych nam krajów (...) - powiedział Łukaszenka, cytowany przez agencję BiełTA. Dodał, że jeśli Polska tego chce, to Białoruś jest i zawsze była gotowa mieć z nią dobre i przyjazne relacje.

Zdaniem Łukaszenki Polska próbuje w swojej polityce przypodobać się Unii Europejskiej i USA. - Ale jest to mocne państwo, które ma swoją pozycję w UE. My to cenimy - zastrzegł. - Tylko nie kłamcie Polakom, że my tu z Rosją tworzymy jakiś sojusz, żeby wysłać przeciwko wam czołgi. Nigdy czegoś takiego nie będzie ani wobec was (Polski), ani wobec Ukrainy – oświadczył.

Dlaczego Łukaszenki nie było w Warszawie?

Odpowiadając na pytanie, dlaczego nie udał się na obchody 80-lecia wybuchu II wojny światowej w Warszawie, Łukaszenka odparł, że "nie ma w tym żadnej teorii spiskowej". - Przecież do (Donalda) Trumpa nie macie pretensji, że go nie było. Obiecał, że będzie i nie przyjechał. Moim zdaniem liderzy państw nie powinni zbierać się z takiej okazji i zbijać na tym kapitału politycznego. To jest świętość. Nie przepadam za takimi wydarzeniami – oświadczył. Ocenił, że błędem było niezaproszenie na obchody do Warszawy rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. - Rosja, Białoruś, Ukraina i inne republiki (b. ZSRR - red.) odegrały kolosalną rolę w wyzwoleniu Polski z rąk nazistów. I nagle – nie zaprosili. Postąpiliście niesłusznie – powiedział białoruski przywódca, zwracając się do Polaków.

"Po cholerę nam taki sojusz?"

Łukaszenka zabrał też głos w sprawie relacji z Rosją i planów pogłębienia integracji Mińska i Moskwy w ramach państwa związkowego. Zapowiedział m.in., że nie podpisze dokumentów w tej sprawie, jeśli nie zostanie osiągnięte porozumienie dotyczące dostaw surowców i rozliczeń za ropę i gaz.

- Przepraszam, ale po cholerę nam taki sojusz? – pytał.

Wskazał, że stronie białoruskiej co roku podsuwane są nowe warunki, z powodu których "ciągle w gospodarce coś traci". - Żaden z dokumentów nie zostanie podpisany, jeśli będzie niezgodny z białoruską konstytucją i fundamentalnymi zasadami życia naszego społeczeństwa – oznajmił prezydent. Te zasady to według niego "niepodległość i suwerenność".

Odnosząc się do niedzielnych wyborów parlamentarnych, Łukaszenka powiedział, że "nie przejmuje się", jak ocenią je zachodni obserwatorzy. - My wybory przeprowadzamy dla siebie, według swoich przepisów. Jeśli społeczeństwu nie podoba się, jak organizuje je prezydent, to w przyszłym roku może wybrać nowego – oświadczył. Nieuznanie wyników wyborów przez Zachód będzie jego zdaniem świadczyć o "stronniczości".

Wybory do Izby Reprezentantów

Na Białorusi niedziela była głównym dniem wyborów do niższej izby parlamentu – Izby Reprezentantów. Poprzedziło go pięć dni głosowania przedterminowego.

O 110 miejsc w Izbie Reprezentantów ubiegało się 513 kandydatów, w tym niemal 200 przedstawicieli opozycji. Izba Reprezentantów jest wybierana na 4 lata w wyborach jednomandatowych. Warunkiem ważności wyborów w danym okręgu jest osiągnięcie 50 procent frekwencji.

Wybory odbywały się w 5831 lokalach wyborczych, z czego 46 znajduje się poza granicami kraju. Zakończyły się o godzinie 20 czasu lokalnego (o 18 w Polsce).

Szefowa CKW: wybory ważne we wszystkich 110 okręgach

Centralna Komisja Wyborcza podała na stronie internetowej, że według wstępnych danych frekwencja wyniosła 77,22 proc.

Szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna występując wieczorem w telewizji państwowej, Jarmoszyna powiedziała, że we wszystkich okręgach osiągnięty został próg frekwencji 50 proc., co oznacza, że wybory są ważne we wszystkich 110 okręgach.

Jak wynika z danych, przytoczonych przez agencję BiełTA, najwyższą frekwencję odnotowano w obwodach (województwach) witebskim i mohylewskim, gdzie zagłosowało około 82 proc. uprawnionych. W pozostałych obwodach frekwencja była niższa o 1-3 punkty proc., najniższa zaś w Mińsku - około 63 proc.

Obserwatorzy niezależnej kampanii "Prawo wyboru" zarejestrowali ponad 600 przypadków nieprawidłowości. Rzecznik kampanii Alaksiej Janukiewicz mówił między innymi o manipulowaniu frekwencją, zawyżaniu liczb głosujących, ograniczaniu praw niezależnych obserwatorów, usuwaniu ich z lokali wyborczych i pozbawianiu akredytacji (takich przypadków odnotowano 27).

Szanse opozycji

Według białoruskich obserwatorów władze całkowicie kontrolują proces wyborczy, chociaż dopuszczeni zostali kandydaci opozycji. Było ich ok. 200. Z początkowo zarejestrowanej ogólnej liczy 560 kandydatów, 27 osób się wycofało. Pozostali zostali pod różnymi pretekstami pozbawieni rejestracji.

W poprzednich wyborach, które odbyły się w 2016 r., do parlamentu dostały się dwie niezależne posłanki Alena Anisim i Hanna Kanapacka, która jest przedstawicielką partii opozycyjnej. W tegorocznych wyborach obie posłanki nie zostały zarejestrowane jako kandydatki.

W obecnym składzie parlamentu większość to przedstawiciele prorządowej organizacji Biełaja Ruś, przedstawiciele partii politycznych (również prorządowych) stanowią mniejszość.

Przedstawiciele białoruskiej opozycji są przekonani, że wybory nie odzwierciedlają rzeczywistych preferencji wyborczych, a ich wyniki są ustalane odgórnie. Ustalenie realnego poparcia opozycji, chociaż nie jest ono duże, jest praktycznie niemożliwe ze względu na brak niezależnych badań socjologicznych.

25 lat bez demokratycznych wyborów

W białoruskim systemie politycznym parlament odgrywa drugorzędną rolę i nie pełni realnych funkcji ustawodawczych, a raczej zatwierdza inicjatywy prezydenta i rządu. Według komentatora politycznego Pauluka Bykouskiego "instytucja ta działa w stanie hibernacji, jednak lepiej, by istniała w takiej postaci niż by w ogóle jej nie było". W ciągu ostatnich 25 lat żadne wybory na Białorusi nie zostały uznane za spełniające standardy demokratyczne według organizacji międzynarodowych.

Po poprzednich wyborach parlamentarnych Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (ODIHR) wskazało na szereg zastrzeżeń: ograniczenie udziału opozycji w komisjach wyborczych, nierówny dostęp do mediów dla kandydatów, brak ogólnokrajowego rejestru wyborców, utrudnianie pracy obserwatorów. ODIHR wskazywało na poprawę w niektórych aspektach, stwierdziło jednak, że "pomimo pewnych pierwszych kroków władz, nie usunięto szeregu wcześniejszych wad systemowych". Odnotowano, że zarówno na etapie głosowania, liczenia głosów, jak i podsumowania wyników nie zagwarantowano odpowiednich procedur, brakowało przejrzystości i dochodziło do wielu naruszeń. Według OBWE "baza konstytucyjna i normatywno-prawna nie gwarantuje" przeprowadzenia wyborów zgodnie ze standardami OBWE i innymi międzynarodowymi zobowiązaniami i standardami.

Białoruś utworzyła w 2016 r. specjalną grupę, która miała zająć się zmianami w ordynacji z uwzględnieniem rekomendacji OBWE, jednak większość z nich nie została zrealizowana.

Na obecne wybory, które ze względu na układ kalendarza wyborczego (w przyszłym roku mają się odbyć wybory prezydenckie) odbywają się po skróconej kadencji, zaproszono obserwatorów zagranicznych, w tym z ODIHR OBWE i Wspólnoty Niepodległych Państw. Obserwatorzy z WNP już komentują w mediach, że do wyborów nie mają najmniejszych zastrzeżeń.

Według opozycyjnej kampanii monitoringu wyborów Prawo Wyboru, która obserwuje tylko część lokali wyborczych w różnych regionach kraju, od wtorku doszło do 461 przypadków złamania przepisów wyborczych, a frekwencja została zawyżona ponad dwukrotnie.

Kampania wyborcza była mało widoczna. Według niezależnych obserwatorów władze są zainteresowane tym, by wybory były "odpolitycznione" i traktowane jako "obywatelski obowiązek" lub "święto".

Autor: mart,akw//rzw / Źródło: PAP