- W moim odczuciu służby pracowały ślamazarnie. Pewnie gdyby był to autokar niemiecki, wszystko poszło by sprawniej - powiedział w TVN24 Krzysztof Nach, pasażer autokaru, który uległ wypadkowi. Podkreślił, że pasażerowie przez kilkadziesiąt minut nie dostali nawet kocy, żeby się ogrzać.
- Zmarzliśmy zanim został podstawiony autokar. Koce dostaliśmy po ok. 40 minutach. Ale autokar podstawiony przez niemieckie służby podjechał dopiero po godzinie - powiedział Nach. Zaznaczył jednak, że służby ratunkowe przyjechały na miejsce zdarzenia dość szybko, bo po ok. 10 minutach.
"Zaczęliśmy dzwonić do służb"
Z relacji pasażera wiemy, że do zdarzenia doszło ok. 1.50 w nocy. Już chwilę potem mniej poszkodowani pasażerowie zaczęli dzwonić na policję i do służb ratunkowych. Jednak jak podkreśla pan Krzysztof karetek na miejscu było zbyt mało. - Na miejsce przyjechały trzy karetki, uważam że na 23 osoby to trochę mało - mówił. Analizując przyczyny wypadku Nach podkreślił, że na trasie kierowcy zmieniali się i w momencie zdarzenia jeden z nich spał.
Obecnie pasażerowie przebywają w budynku pobliskiej straży pożarnej. Na miejsce przyjechał już jeden autokar zastępczy, który zabierze w dalszą drogę pasażerów, którzy chcą kontynuować podróż. Według informacji TVN24 13 osób chce jechać dalej.
"Ja dobrze, brat był w szpitalu"
Inny z uczestników wypadku, pan Paweł wraca już do Polski pociągiem. Jak mówił na antenie TVN24, w wypadku lekko ucierpiał jego brat. - Jestem jedną z osób, które brały udział w wypadku i nie ucierpiały. Mój brat miał niestety trochę mniej szczęścia, siedem godzin spędził w szpitalu. Wyszedł z drobnymi obrażeniami i kilkoma szwami na głowie - mówił.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24