Brytyjskie media opisują historię Walijczyka, który od ponad dekady usiłuje zdobyć pozwolenie na przeszukanie wysypiska śmieci w Newport. 39-latek twierdzi, że trafił tam wyrzucony przez niego dysk, na którym zapisane są bitcoiny warte obecnie ok. 740 mln dolarów - poinformował w czwartek portal Cointelegraph. Tego samego dnia Walijczyk przegrał w pierwszej instancji proces o pozwolenie na szukanie dysku.
39-letni James Howells należał do najwcześniejszych bitcoinowych "górników": wykopywał walutę w 2009 roku, kiedy było to niemal darmowe i bardzo proste. Zgromadził w ten sposób 8 tys. BTC, a klucz do nich zapisał na twardym dysku. Cztery lata później (kryptowaluta kosztowała wówczas 13 dolarów, czyli ok. 54 zł) podczas przeprowadzki wyrzucił dysk. Trafił na miejskie wysypisko śmieci w walijskim Newport.
Howells dopiero po jakimś czasie zorientował się, co zrobił. - Usłyszałem historię o kolesiu z Norwegii, który kupił trochę monet po bardzo niskiej cenie i potem drogo je odsprzedał. (...) Kiedy sprawdziłem kurs oświeciło mnie i zdałem sobie sprawę, że monety (bitcoiny) były na dysku, który wyrzuciłem - mówił w 2013 roku BBC Radio Wales. Ich wartość już wtedy przekraczała 20 mln złotych. Po dzisiejszym kursie są jednak warte wielokrotnie więcej.
ZOBACZ TEŻ: Historyczny rekord. "To jest rajd z impetem"
Walka o prawo do przeszukania wysypiska
Ilość śmieci na wysypisku, które ma rozmiary boiska do piłki nożnej, zdążyła jednak urosnąć o ponad metr. Poszukiwanie komputera wymagało zgody rady miejskiej, która z powodu przepisów związanych z ochroną środowiska nie zgodziła się na to.
Howells rozpoczął batalię prawną, jednocześnie oferując radzie miejskiej (oraz mieszkańcom Newport) sowity udział w zyskach. Dwa lata temu szacował koszt przeszukania wysypiska na 11 mln USD (45,5 mln zł) - miał do tego zadania pozyskać m.in. dwa psy-roboty produkowane przez Boston Dynamics oraz wykorzystać sztuczną inteligencję. Rada miejska konsekwentnie odmawiała zgody i podkreślała, że poszukiwania będą kosztować miliony, a wcale nie muszą przynieść pożądanego efektu. Nie wykluczano też, że po kilkunastu latach dysku nie da się już odczytać.
Howells zaangażował fachowców od ochrony środowiska i zatrudnił specjalistę, który uczestniczył w odzyskiwaniu danych z czarnej skrzynki wahadłowca Columbia. Wobec oporu lokalnych władz skierował sprawę do sądu. W trakcie procesu rada Newport argumentowała, że pozwolenia środowiskowe zabraniają wszelkich prób przekopywania wysypisk, a ponadto kiedy dysk trafił na nie, stał się własnością miasta. Portal dziennika "The Guardian" poinformował, że sędzia przyjął tę argumentację i odrzucił roszczenia Howellsa.
Walijczyk przegrywa w sądzie
Inżynier uważa, że bitcoiny zapisane na jego dysku mogą być wkrótce warte nawet 1,2 mld dolarów, czyli równowartość prawie 5 mld złotych. James Howells zapowiedział, że złoży apelację do Sądu Najwyższego. Decyzję sądu skomentował oceniając, że "nie dano mu nawet możliwości wytłumaczenia się ani szansy na sprawiedliwość w jakiejkolwiek formie" - przekazał portal BBC w czwartek.
Źródło: PAP, BBC, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock