Nadal trwają poszukiwania 124 pakistańskich żołnierzy i 11 osób cywilnego personelu, których w sobotę zasypała lawina w bazie na lodowcu Siaczen na granicy z Indiami. Blisko 40 godzin po wypadku nadal nie odnaleziono ofiar.
Ekipa ratunkowa złożona ze 180 żołnierzy i 60 cywilów, którym towarzyszą psy lawinowe przeszukuje teren zasypany przez lawinę przy wsparciu śmigłowców i ciężkiego sprzętu. Warstwa śniegu, która spadła w okolicach bazy sięga miejscami 25 metrów.
- Nie ma nadziei, ani żadnej szansy na odnalezienie kogoś żywego - powiedział agencji AFP pułkownik Sher Khan. I dodał: - W tych warunkach można przeżyć od pięciu do dziesięciu minut.
Zadeklarowali pomoc
Lawina zeszła na bazę w sobotę około godz. 6 rano.
Akcja ratunkowa została zawieszona w sobotę wieczorem ze względu na zmrok i złe warunki pogodowe. Podjęto ją ponownie w niedzielę o świcie. Oficer, który pragnął pozostać anonimowy powiedział agencji AFP, że poszukiwania ciał potrwają wiele dni.
Wolę udzielenia pomocy w akcji ratowniczej zadeklarowały USA.
Konflikt o Kaszmir
Tysiące żołnierzy pakistańskich i indyjskich stacjonuje na granicznym lodowcu Siaczen, często określanym mianem najwyżej położonego pola walki między dwoma krajami w konflikcie o Kaszmir. W 1984 r. lodowiec był miejscem krwawych starć.
Siaczen leży na północno-wschodnim odcinku linii kontroli między Pakistanem a Indiami, za rzeką Indus i za Himalajami, gdzie zaczynają się góry Karakorum. Linia kontroli wspina się tam na gigantyczny lodowiec - mający długość ponad 80 kilometrów - i przecina go na wysokości sześciu tysięcy metrów.
Mimo że zimą temperatura spada tam do minus 50 stopni Celsjusza, zarówno Indie jak i Pakistan utrzymują tam posterunki wojskowe.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN/fot. PAP/EPA