USA: Niech Chiny przyznają, że nas hakują


Dwaj prominentni demokraci w Izbie Reprezentantów w czwartek zaapelowali do rządowej agencji handlu, by oficjalnie uznała, że to Chiny stoją za hakerskimi atakami na firmy w USA. Pekin stanowczo odpiera zarzuty o szpiegostwo przemysłowe.

W liście do Biura Przedstawiciela Handlowego USA (USTR) Sander Levin i Charles Rangel konstatują, że coraz więcej dowodów świadczy o tym, że "rząd Chin kradnie tajemnice handlowe (amerykańskich) firm i przekazuje je swoim przedsiębiorstwom państwowym oraz prawdopodobnie także innym chińskim firmom".

"Cud, że konkurujemy"

"Nasze firmy muszą już konkurować z niekończącymi się subwencjami i innymi ułatwieniami ze strony chińskiego rządu (dla firm chińskich - red.); dodajmy do tego jeszcze kradzież tajemnic handlowych i można uznać za cud, że nasze firmy w ogóle są w stanie konkurować" - podkreślają Levin i Rangel, zasiadający w Komisji Budżetowej.

Zwrócili się oni do przedstawiciela handlowego USA Demetriosa Marantisa, by uznał Chiny za "priorytetowy kraj zagraniczny (priority foreign country) na mocy art. 182 Ustawy o handlu z 1974 roku". Kategoria ta przyznawana jest państwom, których działania zagrażają ochronie własności intelektualnej w USA. Następnie wdrażane jest dochodzenie, które może doprowadzić do nałożenia cła przywozowego na ten kraj przez Biały Dom. USTR może też złożyć skargę w Światowej Organizacji Handlu (WTO), jeśli dojdzie do wniosku, że kraj ten narusza zasady handlu międzynarodowego.

Chiny atakują z Szanghaju?

USA wielokrotnie zarzucały władzom w Pekinie, że korzystają z usług hakerów, a zdobyte w ten sposób informacje wykorzystują w szpiegostwie przemysłowym. Chiny niezmiennie odrzucały te oskarżenia.

Pod koniec lutego specjalizująca się w bezpieczeństwie komputerowym firma Mandiant ujawniła, że prześledziła ponad 140 ataków na amerykańskie firmy z 20 branż, od koncernów zbrojeniowych po przedsiębiorstwa energetyczne, a stoi za nimi tajna komórka Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej - jednostka 61398.

Komórka ma działać podobno od 2006 roku i w tym czasie wykradła z USA niewyobrażalne ilości danych. Kradziono informacje różnego rodzaju, od decyzji o fuzjach czy przejęciach przedsiębiorstw po e-maile pracowników na kierowniczych stanowiskach. Jednostka znajduje się podobno gdzieś w Szanghaju.

Z kolei na początku lutego "Washington Post" opublikował z kolei fragmenty tajnego raportu dot. cyberterroryzmu Chin za oceanem. Wynika z niego, że amerykańskie firmy mogą tracić rocznie nawet 100 mld dol. z powodu tych działań, co przekłada się na zmniejszanie wzrostu PKB w skali roku nawet o 0,5 proc.

Autor: adso//gak/k / Źródło: PAP, tvn24.pl