Trzy lata temu byłem w Donbasie, więc jadąc na Ukrainę, spodziewałem się tego, co zobaczę. Ale ruszył mnie teraz poziom okrucieństwa - mówił w "Faktach po Faktach" Mateusz Lachowski, dziennikarz i dokumentalista, który niemal od początku rosyjskiej agresji przebywał na Ukrainie.
Mateusz Lachowski relacjonuje sytuację na Ukrainie - również na antenie TVN24 - niemal od samego początku rosyjskiej agresji. Był w wielu ukraińskich miastach, również tam, gdzie Rosjanie dopuszczali się zbrodni wojennych. Teraz wrócił do Polski, w czwartek był gościem "Faktów po Faktach".
Mówił, że jego "największym odkryciem z pobytu w Ukrainie jest to, że człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego i jest w stanie bardzo dużo wytrzymać". - Nie mówię o sobie, bo ja nic wielkiego nie wytrzymałem. Chodzi o ludzi, z którymi rozmawiałem. Oni wytrzymali piekło, a zachowywali pogodę ducha, pozytywne emocje, uczucia. Dalej byli ludźmi - uzasadnił.
Przyznał, że jadąc na Ukrainę, "spodziewał się tego, co zobaczy". - Byłem tam wcześniej robić film dokumentalny, liznąłem temat Donbasu. Trzy lata temu byłem tam przez niecały miesiąc. Jeżeli teraz coś mnie ruszyło, to był poziom okrucieństwa. Bucza, Borodianka, Makarów - wymieniał.
Dodał, że właśnie to, co zobaczył w tych miastach, "zmotywowało go do tego, żeby na Ukrainę wrócić". - To jest jakaś misja. Ja przez jakiś czas nie byłem dziennikarzem, ale jeżeli mam nim być znowu, to po to, żeby pokazywać takie rzeczy - powiedział Lachowski.
Źródło: TVN24