Turkmenistan, jeden z najbardziej autorytarnych i zamkniętych krajów na świecie, będzie miał nowego prezydenta, w kraju rozpoczęły się wybory. Ich wynik jest już przesądzony, bo dyktator Gurbanguły Berdimuhamedow ustępuje na rzecz swojego syna Serdara. Tak rodzi się pierwsza od czasu chanów środkowoazjatycka dynastia. Jak nowy przywódca dawnej republiki radzieckiej odnajdzie się w obliczu wojny wywołanej przez Rosję?
W lutym 2018 roku prezydent Gurbanguły Berdimuhamedow uroczyście otworzył imprezę sportową "Wielki Jedwabny Szlak". Wydarzenie, relacjonowane przez wszystkie media w kraju, składało się ze sztafety lekkoatletycznej, wyścigu kolarskiego oraz rajdu samochodowego. Głównym bohaterem zawodów był oczywiście Berdimuhamedow. Ubrany w sportowy dres i czapkę w kolorach narodowej flagi rozpoczął bieg mokrymi od deszczu ulicami Türkmenabat, miasta położonego na wschodzie kraju. Przywódca z uśmiechem na twarzy machał do oklaskujących go tłumów stojących po obu stronach alei. Po przebiegnięciu krótkiego dystansu prezydent podał trzymaną w ręku pałeczkę czekającemu już na niego synowi Serdarowi. Ten przejął ją od ojca i kontynuował sztafetę. Rządowe media opisały ten moment jako "symbol ciągłości kolejnych generacji", sugerując, że to młody mężczyzna będzie kiedyś nowym liderem. Cztery lata później Berdimuhamedow postanowił już nie tylko symbolicznie przekazać pałeczkę synowi.
Otwarte pozostaje pytanie, czy Serdar będzie choć trochę inny niż jego dwaj poprzednicy rządzący środkowoazjatycką satrapią.
Zdjęcie w toalecie
Zastąpienie szkolnych podręczników napisaną przez siebie "świętą" księgą Ruhnamą, ogłoszenie się "Turkmenbaszą", czyli ojcem wszystkich Turkmenów oraz potomkiem proroka Mahometa, zakaz posiadania psów i przemieszczania się po kraju, zmiana nazw miesięcy, na przykład na imię swojej matki, czy budowa ogromnego złotego pomnika samego siebie - to tylko niektóre dziwactwa wprowadzone za rządów pierwszego prezydenta niepodległego Turkmenistanu - Saparmurata Nijazowa. To on zaprowadził w kraju dyktaturę będącą hybrydą stalinizmu i feudalizmu. Doprowadził też do jego izolacji, przez co bywa nazywany drugą Koreą Północną. Za rządów "Turkmenbaszy" na niebotyczną skalę rozwinęła się korupcja.
Po nagłej śmierci Nijazowa w 2006 roku władzę w Turkmenistanie przejął Gurbanguły Berdimuhamedow, były dentysta i minister zdrowia. Początkowo wydawało się, że nowy przywódca jest gotowy na liberalizację życia politycznego oraz zerwanie z groteskowym kultem jednostki wprowadzonym przez poprzednika. Jedną z jego pierwszych decyzji było zwiększenie dostępu do internetu dla Turkmenów. Otwarto także zamknięte z polecenia Nijazowa prowincjonalne biblioteki i szpitale. Zniesiono zakaz podróżowania. Rok po objęciu urzędu prezydenta w murach Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku Berdimuhamedow wygłosił przemówienie, w którym zapewnił słuchaczy, że wciąż jest młody i chce otworzyć Turkmenistan na świat. - Wszystkie te słowa o reformach były iluzją i skończyło się na kosmetycznych zmianach. Berdimuhamedow rozmontował kult poprzednika tylko po to, by zastąpić go swoim - mówi w rozmowie z TVN24 prof. Edward Lemon, badacz autorytaryzmów w Azji Centralnej oraz dyrektor think tanku Oxus Society for Central Asian Affairs.
Z czasem Berdimuhamedow udoskonalił kult. - Trzon został ten sam, zmieniono jednak opakowanie, wygładzając przekaz, żeby był mniej siermiężny. Dobrze widać to na jednym przykładzie: zdjęcia Nijazowa wisiały nawet w hotelowych toaletach. Berdimuhamedow już nie wisi w toaletach - zauważa Kacper Ochman, publicysta, analityk i autor portalu kierunekkaukaz.pl.
Codziennością w turkmeńskich mediach stały się materiały gloryfikujące niezliczone talenty i umiejętności prezydenta, który przyjął tytuł "Arkadag", czyli "Obrońca". I tak przywódca, jeżdżąc na rowerze, strzela z pistoletu, za każdym razem trafiając w cel, driftuje sportowym samochodem na krawędzi płonącego krateru, zwanego "Wrotami Piekieł" albo ubrany niczym bohater amerykańskich filmów akcji rzuca nożami w tarcze oklaskiwany przez zachwyconych żołnierzy. Berdimuhamedow to także "wybitny" artysta. Podczas przyjęcia noworocznego dwa lata temu stanął za konsoletą i jak DJ zaczął miksować muzykę. Innym razem zaśpiewał piosenkę o rasowych koniach achał-tekińskich, będących jednym z symboli Turkmenistanu. Rapował też z wnukiem o swojej ojczyźnie. "Arkadag", jak przystało na przywódcę narodu znanego ze swojej miłości do koni, często podczas państwowych uroczystości prezentuje swoje jeździeckie umiejętności. Bierze też udział w wyścigach. Oczywiście zawsze wygrywa. Zostając przy temacie zwierząt, trzeba też nadmienić, że dwa lata temu prezydent napisał poradnik, jak zajmować się psami jego ulubionej rasy ałabaj. W stolicy odsłonięto też sześciometrowy złoty pomnik przedstawiający psa tej rasy.
"Występy" prezydenta dokumentuje organizacja "Kroniki Turkmenistanu", której celem jest m.in. przywrócenie praw człowieka w tym kraju.
Komiczny kult jednostki i towarzyszący mu spektakl to jednak tylko część brutalnego reżimu przypominającego ten północnokoreański. Berdimuhamedow i jego otoczenie sprawują totalną kontrolę nad społeczeństwem. Przeciwnicy polityczni i krytycy władzy trafiają do więzień. O wielu z nich ginie potem słuch. Represje spotykają także m.in. społeczność LGBT. Za stosunki seksualne między osobami tej samej płci grozi kara od dwóch do pięciu lat więzienia. Normą jest wymuszanie zeznań i przyznania się do winy za pomocą tortur.
Od 2006 roku z krótkimi przerwami Turkmeni praktycznie nie mają dostępu do internetu. Portale, takie jak Facebook, Twitter czy VKontakte są zablokowane. Kilka lat temu władze zablokowały nawet możliwość wchodzenia na oficjalną stronę Kremla, ponieważ posiadacze podwójnych obywatelstw pisali na niej skargi na rząd w Aszchabadzie, stolicy kraju. Pod kontrolą władz znajduje się także telewizja. Obecnie w kraju dostępnych jest tylko siedem kanałów. Wszystkie skupiają się na tym, jak wspaniałym liderem jest Berdimuhamedow. Programy nie są emitowane na żywo, tylko wcześniej nagrywane i odpowiednio przygotowywane.
Według corocznego indeksu wolności prasy, publikowanego przez Reporterów bez Granic, Turkmenistan jest jednym z najniebezpieczniejszych na świecie miejsc pracy dla dziennikarzy. Pod względem cenzury mediów kraj znajduje się na 178. miejscu ze 180.
By utrzymać choć pozory demokracji, poza rządzącą Partią Demokratyczną pozwolono na funkcjonowanie jeszcze dwóch ugrupowań politycznych, które są oczywiście całkowicie wierne Berdimuhamedowowi. Podobną fikcją są turkmeńskie wybory. W 2006 roku obecny prezydent według oficjalnych danych zdobył ponad 89 proc. głosów. Pięć lat temu otrzymał już niemal 97 proc. Reszta głosów rozłożyła się między jego ośmiu "rywali".
Równie "uczciwe" będą przyspieszone wybory, zaplanowane na 12 marca. To one mają wyłonić następcę Berdimuhamedowa. Ogłaszając decyzję o swoim ustąpieniu, prezydent stwierdził, że to dla niego "bardzo trudna decyzja", ale "rozwój kraju powinien znaleźć się w rękach młodszych liderów". Kandydatem partii rządzącej został jego syn, a to znaczy, że już wygrał.
Skręcanie karku
40-letni obecnie Serdar Berdimuhamedow, jedyny syn Gurbangułego, przez niemal całe swoje dorosłe życie był przygotowywany do objęcia najważniejszej funkcji w kraju. Widać to doskonale, gdy prześledzi się jego "karierę". W 2001 roku z tytułem inżyniera ukończył Turkmeński Państwowy Uniwersytet Rolniczy. Siedem lat później, już po zdobyciu władzy przez jego ojca, rozpoczął pracę w turkmeńskiej ambasadzie w Moskwie.
W rosyjskiej stolicy studiował też w Akademii Dyplomatycznej MSZ Rosji. - W 2011 roku uczęszczał na kursy organizowane przez Genewskie Centrum Polityki Bezpieczeństwa. W tym samym czasie pełnił różne funkcje w turkmeńskiej ambasadzie w Szwajcarii. Dwa lata później wrócił do ojczyzny - mówi TVN24 Farruh Jusupow, szef turkmeńskiej sekcji Radia Swoboda.
Od tego momentu Serdar zaczął w szybkim tempie awansować w strukturach władzy. Najpierw został zastępcą dyrektora rządowej agencji odpowiedzialnej za administrowanie krajowymi zasobami energetycznymi. Następnie przeskoczył na stołek szefa departamentu informacji w turkmeńskim MSZ. W 2016 roku w specjalnie dla niego zorganizowanych "wyborach" uzyskał mandat parlamentarzysty. Już niecałe dwa lata później został zastępcą szefa dyplomacji, a zaraz potem gubernatorem wilajetu achalskiego (jeden z pięciu, na jakie podzielony jest Turkmenistan), w którym leży stolica kraju.
Przez cały 2020 rok Serdar pełnił funkcję ministra przemysłu, a w lutym zeszłego roku został wicepremierem odpowiedzialnym za sprawy gospodarcze. Do jego zadań należało m.in. zapewnienie, że sprzedawcy na bazarach nie będą specjalnie zawyżali cen produktów przed Nowym Rokiem. - W ciągu ostatnich kilku miesięcy stał się ważną figurą, a rządowe media promują go jako geniusza. W tym czasie parę razy w zastępstwie ojca reprezentował Turkmenistan na spotkaniach Wspólnoty Niepodległych Państw. Podróżował także do Iranu i Uzbekistanu na rozmowy. W grudniu zeszłego roku był przedstawicielem Aszchabadu na szczycie klimatycznym COP w Glasgow. Niedawno został nominowany przewodniczącym turkmeńsko-rosyjskiej międzyrządowej komisji. Chodziło o to, by Moskwa poparła jego przejęcie władzy w kraju - wyjaśnia Jusupow. Pozycja przyszłego prezydenta wzrosła także po tym, jak ojciec symbolicznie przekazał mu kierowanie Międzynarodowym Związkiem Koni Rasy Achał-Tekińskiej.
Mimo że Serdar jest obecnie de facto drugą osobą w państwie, wciąż pozostaje postacią bardzo tajemniczą. Młodszy Berdimuhamedow rzadko występuje publicznie, a jeśli już, to czyta przemówienia z kartek. Podczas zeszłorocznego Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu, gdy mechanicznie czytał nudny referat o rozwoju miast w Turkmenistanie, prowadzący przerwał mu i kazał się pospieszyć. Wiadomo, że poza turkmeńskim zna rosyjski i angielski, choć występ na COP pokazał, że nie posługuje się nim swobodnie. - Wydaje się bardziej skryty i mniej charyzmatyczny niż ojciec. Nie jeździ jak on rajdowymi samochodami i nie strzela do tarczy. Może wynikać to z tego, że chce mieć inny image niż ojciec. Z informacji od niezależnych dziennikarzy wyłania się wizerunek człowieka, który zrobi wszystko, by osiągnąć cel. Widać to było, gdy zarządzał regionalną administracją - zauważa Ochman. Serdar, gdy był gubernatorem, miał wykazywać autorytarne tendencje. Urzędnicy mieli mieć zakaz opuszczania budynku, dopóki on w nim przebywał. Nie mogli przy nim odbierać telefonów komórkowych, a gdy któryś z nich go zdenerwował, Serdar miał mu grozić "skręceniem karku". Od dawna w Turkmenistanie krążą też plotki, że syn prezydenta nie przepada za końmi, a nawet, że nie umie na nich jeździć, co w kraju jeźdźców może być ogromną ujmą. W czerwcu zeszłego roku, kiedy wraz z ojcem odwiedzał państwowy kompleks jeździecki, miał czuć się niekomfortowo w towarzystwie koni.
Te "niedostatki" nie powinny mu jednak przeszkodzić w sprawowaniu władzy. - Jego ojciec też na początku nie wyróżniał się wśród innych urzędników. A w razie czego Gurbanguły dalej może pisać książki, śpiewać i nagrywać klipy. Młody Berdimuhamedow nie będzie musiał tego robić - ironizuje Farid Tuchbatullin, jeden z liderów turkmeńskiej opozycji obecnie mieszkający w Paryżu. Według oficjalnej biografii Serdar ma żonę i czwórkę dzieci.
Wróżba z gwiazd
11 lutego, czyli w dniu, w którym Gurbanguły Berdimuhamedow ogłosił, że ma zamiar ustąpić, minęło równo 15 lat jego rządów. 64-letni przywódca w porównaniu ze swoimi "kolegami" z regionu wciąż jest relatywnie młody. Dla porównania Islam Karimow z Uzbekistanu zmarł w wieku 78 lat, wciąż będąc prezydentem, Nursułtan Nazarbajew odszedł z urzędu w tym samym wieku. U władzy wciąż pozostaje 70-letni Emomali Rahmon w Tadżykistanie oraz 69-letni Władimir Putin w Rosji. Stąd nasuwa się pytanie, dlaczego "Arkadag" tak "szybko" chce oddać kontrolę nad państwem w ręce Serdara. Eksperci zwracają uwagę, że na jego decyzję wpływ miało kilka powiązanych ze sobą czynników.
Po pierwsze, kwestia zdrowia. - Mówi się, że Gurbanguły ma cukrzycę i problemy z tarczycą. W trakcie pandemii COVID-19 miano do niego specjalnie ściągać lekarzy z Niemiec. Z tego powodu chce osadzić syna na tronie jeszcze za życia i dać elitom oraz służbom sygnał, że Serdar jest na to przygotowany i ma wsparcie. Ojciec gwarantuje mu przychylność całego aparatu - podkreśla Ochman.
Prezydent dobrze pamięta, że po śmierci Karimowa jego rodzina straciła wszystkie wpływy. Sam Gurbanguły pozbawił zresztą przywilejów syna swojego poprzednika Nijazowa. - Rządzenie aż do śmierci stwarza ryzyko, że rodzina utraci pozycję. Sukcesja dynastyczna, kiedy zdrowie wciąż pozwala mu utrzymywać pewien stopień władzy, umożliwi mu ochronę bliskich i ich dobrobytu - podkreśla Alex Folkes, analityk polityczny oraz obserwator wyborów z ramienia OBWE.
Na decyzję "Arkadaga" wpływ niewątpliwe ma też pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju. Turkmenistan, który śpi na złożach gazu, miał być drugim Kuwejtem, a obecnie przypomina raczej drugą Wenezuelę. Z powodu złego zarządzania, korupcji i braku dywersyfikacji odbiorców gazu państwo znalazło się w głębokim kryzysie. Aszchabad eksportuje do Chin ponad połowę błękitnego paliwa, które wydobywa. W zeszłym roku było to ponad 34 milionów ton. Pieniądze, które uzyskuje ze sprzedaży, są jednak w większości przeznaczane na spłatę kredytów wziętych w Państwie Środka. Duża część budżetu idzie także na bombastyczne projekty budowlane oraz na broń i wyposażenie dla służb bezpieczeństwa. W kruchą gospodarkę dodatkowo uderzyła pandemia COVID-19, a wcześniej spadek cen surowców na giełdach. W efekcie od kilku lat Turkmeni mierzą się z niedoborem żywności, a władze muszą ją racjonować i subsydiować. Na przełomie 2016-2017 w kraju brakowało jajek, cukru, masła i papierosów. Według ekspertów think tanku Freedom House, państwo jest w stanie zapewnić tylko 40 proc. zapotrzebowania na żywność. Reszta jest importowana z Iranu i UE. Bezrobocie, według różnych szacunków, wynosi nawet 60 proc.
Z kraju za pracą wyjechała ponad połowa sześciomilionowej populacji. Oddając władzę synowi, Gurbanguły może liczyć na to, że choć trochę uspokoi nastroje wśród Turkmenów. Ludzie bowiem często wiążą nową twarz w rządzie ze zmianami. Ponadto, mimo że reżim sprawuje totalitarną kontrolę nad obywatelami, do zagranicznych mediów docierają głosy o rosnącym niezadowoleniu społecznym i pojawiających się gdzieniegdzie gestach oporu. Mając na uwadze, że protesty w Kazachstanie zaczęły się z powodu rosnących cen gazu, prezydent chce zapewne umocnić syna, zanim sytuacja może się zaostrzyć także w Turkmenistanie. Wydaje się także, że Serdar ma większe pojęcie o ekonomii niż ojciec.
- Myślę, że Berdimuhamedow wybrał moment przekazania władzy również w związku z kryzysem wokół Ukrainy. Wyczuł, że społeczność międzynarodowa od końca 2021 roku była zajęta rosnącymi rosyjskimi zbrojeniami na granicy z Ukrainą i nie będzie zwracała za dużo uwagi na to, jak przebiegają wybory w Turkmenistanie - mówi Jusupow. Nie można także wykluczyć, że "Arkadag", który jest ogromnym fanem astrologii, zapytał gwiazdy, kiedy pora oddać władzę.
Przewietrzenie
Zmiana władzy w Turkmenistanie każe postawić pytanie, czy może ona prowadzić do pewnej liberalizacji i otwarcia kraju na świat. W końcu 40-letni Serdar, w odróżnieniu od ojca, dorastał w erze cyfrowej, kształcił się poza ojczyzną i przejmuje rządy, mając już polityczne doświadczenie. - Jakieś kroki mogą zostać poczynione. Sam Gurbanguły też wprowadził pewne zmiany po Nijazowie. Turkmeni liczą, że Serdar zniesie covidowe restrykcje. Od 2020 roku Turkmenistan zamknął granice i zakazał lotów. Wielu ludzi wciąż nie może wrócić do kraju, a rodziny na nich czekają. Władze obiecują także, że nowy prezydent obniży ceny. Liberalizacji reżimu jednak nie będzie. W dobie kryzysu ekonomicznego państwo nie będzie chciało zmniejszać kontroli - uważa Tuchbatullin. Eksperci wskazują także, że Serdar, nawet gdyby miał taki zamiar, nie będzie mógł zdecydowanie odejść od polityki ojca, dopóki ten żyje i będzie w pobliżu, piastując zapewne urząd przewodniczącego wyższej izby parlamentu.
- Turkmenistan to jeden z najbardziej zamkniętych krajów na świece. Jak długo Gurbanguły pozostaje na scenie, trudno sobie wyobrazić, że jego syn dokona jakiejś wielkiej zmiany w izolacjonistycznym i autorytarnym reżimie - mówi prof. Lemon. Co więcej, z biegiem czasu, gdy Serdar umocni swoją władzę i poczuje się pewniej, może pójść w ślady ojca i stworzyć swój własny autorytarny kult jednostki.
Wpływ na polityczne działania nowego prezydenta może mieć także rosyjska inwazja na Ukrainę, która postawiła państwa Azji Centralnej w trudnej sytuacji. Serdar będzie musiał zdecydować, jak oficjalnie odnieść się do agresji Kremla. Uzbekistan otwarcie poparł Moskwę, z kolei Kazachstan zdystansował się od jej działań, odmawiając rozmieszczenia na Ukrainie swoich wojsk.
Aszchabad do tej pory starał się balansować między Kremlem a Pekinem. Teraz, gdy większość świata potępia Putina, taka polityka będzie trudniejsza do utrzymania. Nie wydaje się zatem możliwe, by w obliczu takiego problemu Serdar chciał "luzować" kontrolę nad krajem. Wyzwaniem będzie dla niego również coraz bardziej agresywna retoryka Moskwy. Putin, usprawiedliwiający uznanie niepodległości dwóch separatystycznych "republik" na wschodzie Ukrainy odwołaniami do dawnych granic Związku Radzieckiego, może być dla sąsiadów Rosji jak zły omen.
Głębsze reformy mogą natomiast dotyczyć spraw stricte gospodarczych. - Jestem sobie w stanie wyobrazić, że dojdzie do pewnego ekonomicznego przewietrzenia. Turkmenistan jest w stanie permanentnego kryzysu, a z powodu pandemii załamał się łańcuch dostaw. Potrzebny jest napływ kapitału z zagranicy. Serdar zdaje sobie sprawę, że państwo znajduje się w chińsko-rosyjskim potrzasku. Moskwa przyciska Aszchabad w sprawie obniżenia cen gazu, a bez eksportu do Chin sytuacja gospodarcza jeszcze bardziej się załamie. Nowy prezydent może próbować zacieśnić współpracę z Iranem i Azerbejdżanem oraz rozwijać współpracę w regionie. Odbył już kilka podróży m.in. do Kirgistanu i Uzbekistanu - tłumaczy Ochman.
Do większego otwarcia na świat Aszchabad może przymusić także rosyjski atak na Ukrainę. Oba kraje są bowiem dla Turkmenistanu jednymi z głównych dostawców żywności, produktów przemysłowych i leków. Ponadto kryzys rosyjskiej gospodarki spowodowany zachodnimi sankcjami i znaczny spadek wartości rubla doprowadzi do mniejszych transferów pieniężnych do kraju ze strony Turkmenów pracujących za granicą. Jak zauważa portal Diplomat, liberalizacja gospodarki mogłaby też zachęcić do inwestowania w Turkmenistanie zachodnie firmy, co z kolei pomogłoby w dywersyfikacji przychodów do budżetu. Nie wiadomo jednak, czy na głębsze reformy zgodzi się turkmeńska elita, która od lat opływa w luksusy dzięki korupcji i wykorzystywaniu pieniędzy ze sprzedaży gazu.
Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, wygląda na to, że za rządów Serdara życie mieszkańców Turkmenistanu nie ulegnie znacznej poprawie. Istnieje, co prawda, cień szansy, że próba ratowania gospodarki poprzez większe otwarcie jej na świat wpuści do izolowanej satrapii choć niewielki powiew swobody. Pytanie tylko, na jak długo.
Autorka/Autor: Marcin Łuniewski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Baris Oral/Anadolu Agency/Getty Images