Dwuosobowy tajwański myśliwiec zniknął w zeszłym tygodniu w podczas rutynowego lotu w rejonie azjatyckiego "Trójkąta Bermudzkiego". Odnaleziono szczątki maszyny i ciała pilotów, ale władze nie potrafią wyjaśnić, co się stało. To już kolejna niewyjaśniona katastrofa w tym miejscu.
Katastrofa, która miała miejsce 20 października, ożywiła trwającą od lat dyskusję o tym, czy tajwańskie wyspy Penghu (zwane też Peskadorami) leżące w rejonie Cieśniny Tajwańskiej, to azjatycki "Trójkąt Bermudzki".
Azjatyckie media dość histerycznie zareagowały na wiadomość o katastrofie. Nagłówki gazet krzyczały: "300 zabitych i zaginionych w ciągu 40 lat".
Większość ekspertów odrzuca jednak porównanie z atlantyckim Trójkątem Bermudzkim, gdzie nieregularne pole magnetyczne podobno zakłóca działanie nawigacji w samolotach. Naukowcy twierdzą, że w rejonie Cieśniny Tajwańskiej nie ma nic niezwykłego.
Niewyjaśnione katastrofy
Jak pokazują rządowe statystyki, niedaleko wysp Penghu tylko w ciągu ostatnich 20 lat rozbiły się co najmniej trzy samoloty pasażerskie, jeden cywilny helikopter i pięć maszyn wojskowych. Wcześniej zaobserwowano także tajemnicze zniknięcia kilku samolotów szpiegowskich, które leciały z tajną misją do Chin. Wojsko odmawia informacji na ten temat.
Najbardziej tragiczny wypadek miał miejsce w maju 2002 roku, gdy samolot chińskich linii lotniczych do Hong-Kongu po prostu rozpadł się w powietrzu. Zginęło wówczas 225 osób. Siedem miesięcy później w tym samym miejscu rozbił się samolot transportowy.
Zbyt duży ruch, zła pogoda, czy...?
Władze Wysp Penghu winą za liczne katastrofy obarczają duże natężenie ruchu lotniczego w rejonie i awarie samolotów. - Tyle samolotów lata nad tymi wyspami, że niebezpieczeństwo jest po prostu większe - mówi Wang Chien-fa z władz wysp Penghu.
Wabik na turystów?
Władze są jednak zaniepokojone powtarzającymi się doniesieniami o katastrofach w azjatyckim "Trójkącie". Boją się, że porównanie z tym bermudzkim może odstraszyć inwestorów. Dziewicze plaże wysp Penghu to bowiem popularny cel wycieczek i wczasów. A już teraz można zaobserwować, że turyści coraz częściej unikają plaż Penghu, bo boją się tam latać.
Z drugiej strony jednak, tajemnica rejonu może stać się wabikiem na amatorów poszukujących przygód.
Diabelskie morze
Wyspy Penghu zostały zasiedlone ponad 700 lat temu przez chińskich żeglarzy. Od zawsze były otoczone aurą tajemnicy ze względu na utrudniony dostęp i legendy o zatopionych w ich pobliżu statkach.
Na południe od archipelagu rozciąga się bowiem "Czarny Rów" - prawdziwe cmentarzysko okrętów, które zatonęły ponad 300 lat temu w czasie fali wielkiej emigracji Chińczyków na Tajwan.
Wody wokół wysp były też postrachem dla japońskich pilotów i marynarzy podczas II Wojny Światowej. Japończykom, którzy rządzili Tajwanem do 1945 roku, Cieśnina Tajwańska znana była jako "diabelskie morze".
Źródło: cnn.com, bbc.co.uk, PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu