Nie bał się ani wysokości, ani lądowania, ani ogromnego ryzyka. Nikt przed nim tego nie zrobił - amerykański kaskader skoczył z ponad 7,5 tysiąca metrów... bez spadochronu. Wylądował w siatce rozpiętej na wysokości 20. piętra. Materiał "Faktów" TVN.
Amerykanin rozpoczął swobodnie opadanie na wysokości 7600 metrów i pędził ku ziemi z prędkością 193 km/h. Zatrzymała go dopiero siatka o wymiarach 30x30 metrów, rozpięta na wysokości ok. 60 metrów.
Bogate tradycje
Cały lot trwał ok. dwóch minut. W jego początkowej fazie śmiałkowi towarzyszyła trzyosobowa załoga, która m.in. zabrała od niego maskę tlenową. Sam skoczek miał też chwilę czasu na trening obrotów na plecy, bo właśnie w takiej pozycji - ze względów bezpieczeństwa - musiał "wylądować".
Wydarzenie miało miejsce w Simi Valley w Kalifornii i było transmitowane na żywo przez jedną z amerykańskich telewizji. Na ziemi na bohatera czekała rodzina, na czele z żoną Monicą.
- Czuję się jakbym lewitował. To niesamowite, że się udało. Słowa nie mogą wyrazić tego, co czuję. Bardzo dziękuję wszystkim ludziom, którzy pracowali na to, by mogło to się wydarzyć. To było fantastyczne - mówił szczęśliwy Aikins.
42-latek jest bardzo doświadczony. Ma za sobą ponad 18 tys. skoków ze spadochronem i prowadzi szkołę dla spadochroniarzy w stanie Waszyngton. Pierwszy skok z instruktorem odbył w wieku zaledwie 12 lat, a cztery lata później skakał już samotnie. Pracuje też jako kaskader w filmach. Nie mogło być inaczej, skoro Aikins pochodzi z rodziny o bogatych tradycjach. Skoczkiem był zarówno jego ojciec jak i dziadek, którzy założył szkołę spadochronową po powrocie z II wojny światowej.
Autor: ToL/ja / Źródło: Fakty TVN, The Telegraph