Były podpułkownik armii radzieckiej Stanisław Pietrow nie żyje. Zasłynął tym, że w 1983 roku najpewniej zapobiegł wybuchowi globalnego konfliktu nuklearnego, nie dając wiary błędnym wskazaniom komputerów o rozpoczętym ataku rakietowym USA.
Stanisław Pietrow zmarł w swoim domu w podmoskiewskim Friazino 19 maja, jednak dopiero teraz poinformowano o tym publicznie.
Rakiety, których nie było
26 września 1983 roku, u szczytu zimnej wojny, oficer pełnił dyżur w podmoskiewskim centrum dowodzenia Sierpuchow-15 będącego między innymi centrum wczesnego ostrzegania. W pewnym momencie w podziemnym kompleksie rozległ się alarm z uruchomionego niedługo wcześniej nowego systemu satelitarnego wczesnego ostrzegania OKO. System dostrzegł pięć nadlatujących rakiet balistycznych wystrzelonych z terytorium USA. Operatorzy szybko sprawdzili, czy to nie błąd, ale komputery nadal twierdziły, że nie.
Dowodzący wówczas centrum Stanisław Pietrow postanowił nie dać wiary systemowi. Pracował przy nim od początku i wiedział, że od uruchomienia system co i raz doznawał usterek. Poza tym Pietrow uznał, że nieprawdopodobne jest, aby Amerykanie atakowali tylko pięcioma rakietami. Sygnału o rzekomym ataku nie przekazał więc dalej, łamiąc w ten sposób rozkazy, za co w konsekwencji został odsunięty od służby.
Jak się później okazało, Pietrow miał rację. Jeden z satelitów wziął promienie słoneczne odbite przez chmury nad USA za silniki startujących rakiet. Gdyby na Kreml popłynęła informacja o nadlatujących amerykańskich pociskach, radzieckie przywództwo miałoby maksymalnie kilkanaście minut na podjęcie decyzji o ewentualnym odwecie. W ówczesnej bardzo napiętej sytuacji międzynarodowej mogłoby nakazać wystrzelenie rakiet nakierowanych na Stany Zjednoczone.
Po latach uznany bohaterem
Całe zdarzenie utrzymywano w tajemnicy jeszcze długo po upadku Związku Radzieckiego, aż do 1998 roku. Wtedy to Stanisława Pietrowa uznano za bohatera. Otrzymał także kilka nagród międzynarodowych za wkład na rzecz pokoju, między innymi w 2006 roku od ONZ.
Autor: mm//now / Źródło: BBC, tvn24.pl