Siedział w rosyjskim areszcie. "Wylądowałem w karcerze. Mocno się przestraszyłem"

Dziemianczuk: Trafiłem do karceru. Mocno się przestraszyłem
Dziemianczuk: Trafiłem do karceru. Mocno się przestraszyłem
tvn24
Polski aktywista Greenpeace'u w rozmowie z wysłannikiem TVN24tvn24

- W Murmańsku wylądowałem w karcerze. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to karcer. To była okropna cela. Ze śmierdzącą toaletą, z odpadającym tynkiem, łóżkiem składanym na dzień i zamykanym na kłódkę - opowiadał w rozmowie z reporterem TVN24, Tomasz Dziemianczuk. To pierwszy wywiad Polaka po wyjściu z rosyjskiego aresztu. Dziemianczuk przebywa obecnie w polskim konsulacie w Sankt Petersburgu.

Tomasz Dziemianczuk, zatrzymany po akcji Greenpeace'u we wrześniu na Morzu Barentsa, spędził w rosyjskich aresztach łącznie dwa miesiące. Wraz z nim zatrzymanych zostało 29 cudzoziemców z 14 krajów. Aktywiści usiłowali dostać się na należącą do koncernu paliwowego Gazprom platformę wiertniczą "Prirazłomnaja" na Morzu Barentsa, aby zaprotestować przeciwko wydobywaniu ropy naftowej w Arktyce. - Mieliśmy wywiesić dwa banery. Udało się tylko jeden. Chodziło o to, żeby zrobić kilka zdjęć i rozesłać je mediom na świecie - opowiada Dziemianczuk.

"Nikt się nie spodziewał"

Tłumaczył, że takie protesty mają na celu jedynie zwrócenie uwagi na problem. - Dlatego nikt się nie spodziewał, że przejmie nas jednostka komandosów ze Specnazu, zaaresztuje statek na wodach międzynarodowych i wylądujemy w więzieniu za proekologiczną działalność - powiedział reporterowi TVN24 aktywista Greenpeace’u. Okazało się jednak, że najpierw działaczom organizacji zarzucono piractwo, a potem chuligaństwo.

"Trafiłem do karceru"

Dziemianczuk wyznał, że najtrudniejszym dla niego momentem było trafienie do aresztu w Murmańsku.

- Trafiłem tam do karceru. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to karcer. To była okropna cela. Ze śmierdzącą toaletą, z odpadającym tynkiem, łóżkiem składanym na dzień i zamykanym na kłódkę. Pomyślałem sobie, że jak mam spędzić dwa miesiące w takich warunkach i to jeszcze zimą, to przyznaję, że wtedy się mocno przestraszyłem - powiedział działacz Greenpeace'u.

Dodał, że później rosyjskie władze tłumaczyły, iż noc w karcerze wynikała z tego, że nie było wiadomo jeszcze, w jakich celach zostaną ulokowani zatrzymani aktywiści. 11 listopada ekolodzy zostali przewiezieni z Murmańska do Sankt Petersburga. - Tam była kamera nad wejściem. Codziennie musiałem się rozbierać do połowy, żeby pokazać, że nie jestem pocięty czy pobity - opowiada Dziemianczuk.

"Rząd rosyjski poczuł się bardzo dotknięty"

Zdaniem aktywisty, tak zdecydowana reakcja Rosji na działania Greenpeace'u świadczy o tym, że władzom tego kraju "zależy na Arktyce, ale teraz jest to drażliwy temat". - Jest kilka państw, które roszczą sobie prawa do złóż naturalnych na terenie Arktyki - poinformował Dziemianczuk. - Wydaje mi się, że rząd rosyjski poczuł się bardzo dotknięty tym, że międzynarodowa obsada naszego protestu próbuje wpływać na ich wewnętrzną politykę dotyczącą zasobów naturalnych na terenie Arktyki - ocenił działacz. Dodał, iż wszyscy podkreślali, że protest nie miał nic wspólnego z polityką. - Wzięlibyśmy w nim udział bez względu na to, jaki kraj postawiłby tę platformę. Mam nadzieję, że sąd rosyjski będzie patrzył na to pod tym kątem, że to nie była żadna akcja polityczna, ani prowokacja - powiedział Dziemianczuk.

Autor: ktom//gak / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Raporty: