Władze samozwańczej, separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) stanowczo odrzucili pomysł przysłania zagranicznych policjantów do ochrony miejsca katastrofy boeinga. Wcześniej zgodził się na to rząd w Kijowie, pozwalając obcokrajowcom nawet nosić broń.
- Jest to w rzeczywistości interwencja wojenna – oświadczył w piątek agencji Interfax wicepremier DRL Andriej Purgin.
Inwazja policjantów?
Separatystom nie podoba się, że policjanci z Holandii i Australii będą mieli prawo noszenia broni oraz jej użycia w razie konieczności. - Nie chodzi o dziesiątki, lecz o tysiące policjantów. Według naszych informacji Kijów szykuje się do wydania zgody na obecność na terytorium DRL 700 holenderskich i 1,5 tysiąca australijskich policjantów. Taka sytuacja z pewnością nie służy uregulowaniu sytuacji – podkreślił Purgin. W czwartek parlament Ukrainy ratyfikował umowy z Holandią i Australią o powołaniu misji międzynarodowej do ochrony terytorium wokół katastrofy. Zgodnie z tymi dokumentami liczba członków misji nie przekroczy 700.
Tragedia w strefie działań wojennych
Misja, na czele której stanie Holandia, będzie złożona z cywilnych i wojskowych specjalistów holenderskich i australijskich i mogą być do niej włączeni przedstawiciele innych państw, z których pochodzili pasażerowie malezyjskiego Boeinga 777. Malezyjski Boeing 777 został zestrzelony najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze odpaloną z terenów opanowanych przez prorosyjskich separatystów, którzy walczą z siłami rządowymi na wschodniej Ukrainie. W wyniku katastrofy zginęło 298 osób, wśród nich 193 Holendrów, 43 Malezyjczyków i 28 Australijczyków. Do tej pory do Holandii przewieziono ponad 200 ciał. Szczątki pozostałych ofiar i ich rzeczy osobiste nadal leżą na polu w okolicach miasta Torez. Okolice te ciągle kontrolowane są przez separatystów.
Autor: mk//gak / Źródło: PAP