Specjaliści pracujący w bazie wojskowej w Utah rozesłali aktywne bakterie wąglika do szeregu miejsc w USA oraz do Korei Południowej. Wojskowi byli przekonani, że bakterie są już zabite i niegroźne. Dopiero odbiorcy przesyłek zorientowali się, że mają do czynienia ze śmiertelnie groźną bronią biologiczną. Wojsko USA wszczęło śledztwo. Jak na razie ustalono, że "przestrzegano procedur". Wobec tego armia zastanawia się, czy aby ich nie zmienić.
Pentagon poinformował o niebezpiecznym zdarzeniu w nocy z środy na czwartek. Po kilkunastu godzinach podano pierwsze informacje z wewnętrznego śledztwa. Wynika z niego, że specjaliści z położonego w stanie Utah poligonu Dugway nie popełnili żadnych błędów i postępowali zgodnie z procedurami. Wojskowi byli cały czas przekonani, że mają do czynienia z nieaktywnymi bakteriami. Nie wiadomo, dlaczego w ich rękach znalazły się żywe laseczki wąglika. Z niewyjaśnionych powodów wcześniej ich nie zabito.
Centrum broni biologicznej na wielkim poligonie
Śledztwo koncentruje się na zbadaniu procedur, według których postępują żołnierze służący w bazie Dugway. Znajduje się tam gigantyczny poligon, na którym niegdyś testowano broń biologiczną, a teraz doskonali się metody jej zwalczania. Ma powierzchnię 3,2 tysiąca kilometrów kwadratowych, czyli dziesięć razy większą niż największy w Europie poligon w Drawsku. W bazie na poligonie mieszczą się laboratoria i resztki amerykańskiego arsenału broni biologicznej, które służą do badań i szkolenia. Przed wykorzystaniem laseczki wąglika powinny zostać zabite lub inaczej „uczynione nieaktywnymi”. Tym sposobem tracą możliwość do zarażania i namnażania się. Rozsyłając próbki do ośmiu baz w USA i jednej w Korei Południowej, wojskowi z Dugway mieli być przekonani, że zawierają one martwe bakterie. Ze śledztwa wynika, że mieli pełne prawo tak sądzić. Błąd popełniono wcześniej, gdy w marcu 2014 roku partia wąglika została oznaczona jako „zdezaktywowana” przy pomocy promieniowania gamma i przekazana do wysyłki do innych baz. Z nieznanego powodu bakterii jednak nie zabito i pomimo tego oznaczono je jako „nieaktywne”. Przez cały następny rok wysyłano do innych baz żywego wąglika. Zorientowano się dopiero niedawno. Wojsko na razie wyciągnęło wstępny wniosek, że prawdopodobnie trzeba będzie zmienić procedury. Na przestrzeni roku kilkudziesięciu żołnierzy miało mieć styczność z potencjalnie zabójczym wąglikiem. Wojsko zapewnia jednak, że nikomu nic nie grozi. 26 osób „prewencyjnie” zostało poddanych kuracji, ale nie wykazują objawów choroby.
Autor: mk//gak / Źródło: Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Army