Łagry w Rosji niewiele zmieniły się od czasów Związku Radzieckiego. Skazani muszą się zmierzyć z bardzo ciężką pracą, korupcją i przestępczością. W takich warunkach karę odbywa też m.in. były szef koncernu Jukos, Michaił Chodorkowski.
Odległość z Moskwy do łagru to aż 6 tysięcy kilometrów. Chodzi o to, by uciec się nie opłacało.
- Leci się tam siedem godzin samolotem, potem się czeka siedem godzin na pociąg, potem się jedzie 15 godzin pociągiem, potem się jedzie jakiś czas samochodem - mówi dziennikarz "Rzeczpospolitej" Paweł Reszka.
Rodzina Chodorkowskiego tę trasę ma już opracowaną do perfekcji. Na końcu tej drogi znajduje się kolonia karna w Krasnokamieńsku, gdzie część swojego wyroku odbył były oligarcha. Teraz, po pięciu latach możliwe, że biznesmen tam wróci i to na dłużej. Jeśli sąd przychyli się do wniosku prokuratury, były oligarcha wyjdzie na wolność dopiero w 2017 r.
W kolonii karnej, czyli de facto, w łagrze, mimo że warunki - od upadku Związku Radzieckiego - trochę poprawiły, zasady funkcjonowania pozostają podobne. Przede wszystkim trzeba tam pracować, często w skandalicznych warunkach.
Praca w szwalni
Chociaż, tak naprawdę w Krasnokamieńsku - regionie słynącym niegdyś z kopalni uranu - od lat pracy już nie ma nawet dla mieszkańców. Może dlatego byłego oligarchę skierowano ostatnio do pracy w szwalni.
- Adwokat Chodorkowskiego Jurij Szmidt powiedział, że to żeby Chodorkowskiego zaprzęgać do pracy w szwalni to jest jakby wziąć porządny mikroskop elektronowy i używać go zamiast młotka do wbijania gwoździ - relacjonuje Reszka.
Kolonie karne zaczęły podupadać i to w sensie ekonomicznym jak i moralnym od czasu przemian ustrojowych. To wtedy Michaił Gorbaczow próbował je przenieść do realiów rynkowych - czyli sprawić, by jak wszystkie inne przedsiębiorstwa zarabiały na siebie. Skończyło się ponownie, podobnie jak w czasach radzieckich, na głodzie, chorobach i buntach więźniów.
Korupcja i przestępczość
Z wolnorynkowych mechanizmów szybko zrezygnowano, ale korupcja i przestępczość rozkwitły. Tu życie dalej toczyło się według zasad, kto może zapłacić, może wymagać. Więźniowie płacili pieniędzmi, usługami i przysługami za dodatkowe wygody, a nawet za brak prześladowań.
Tak wygląda codzienność, ale Chodorkowski to jednak inna opowieść - jak mówi były szef służby więziennej Paweł Moczydłowski - każdy krok byłego oligarchy jest pod ścisłą kontrolą.
- Jeśli w kolonii karnej normalne jest, że następują jakieś rozrachunki, porachunki i mogą być ofiary, ranni, zatruci i tacy co zachorują. To w jego wypadku mało prawdopodobne, by coś stało się przypadkowo - podkreśla Moczydłowski.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24