W Rosji znalazło schronienie wielu rebeliantów, którzy walczyli w Donbasie. Grożą im jednak procesy i deportacje - pisze gazeta.ru. "Formalnym powodem są problemy z dokumentami, eksperci twierdzą jednak, że jest to związane z chłodniejszym stosunkiem Moskwy wobec projektu Noworosji" - podkreśla portal.
W Związku Ochotników Donbasu (organizacja ta deklaruje, że zrzesza rebeliantów i wspiera mieszkańców okupowanych terenów na wschodzie Ukrainy) powiedzieli gazecie.ru, że w Rosji są wszczynane sądowe procesy nad tymi, którzy próbowali znaleźć w tym kraju schronienie. Związek uczestniczy w siedemnastu takich procesach. Sądzeni są obywatele Ukrainy, Mołdawii i Kazachstanu.
– Sądy najczęściej odbywają się w miejscach zatrzymania: w Moskwie i Podmoskowiu, Petersburgu i Rostowie. Zwykle dzieje się to w sposób następujący: policja sprawdza na ulicy dokumenty i zaczyna się problem - z przeterminowaną wizą, nieważną rejestracją czy kartą migracyjną – mówi gazecie.ru Maria Koleda, doradczyni szefa Związku Ochotników Donbasu.
I dodaje. – Wyroki zapadają szybko. Pierwsza instancja wydaje werdykt: deportacja do ojczyzny i grzywna. Później skazani trafiają do ośrodków dla deportowanych obcokrajowców, którzy znajdują się w Rosji nielegalnie i którym grozi wydalenie z kraju.
Koleda mówi, że rosyjskie przepisy przewidują ulgi migracyjne dla przybyszy z Donbasu, jednak wielu ochotników pochodzi z innych regionów Ukrainy. - Udowodnić w sądach, że służyli w oddziałach milicji (w Doniecku czy Ługańsku - red.) jest trudne - zaznacza kobieta.
Przekazany służbom ukraińskim
Gazeta.ru opisuje historie separatystów, którzy napotkali na trudności w Rosji. Jednym z nich jest Wladimir Weklicz (pseudonim Serb). Pochodzi z ukraińskiego Zakarpacia, walczył w ługańskiej brygadzie Widmo. Na leczenie odniesionych ran wyjechał do Petersburga. W czerwcu tego roku został zatrzymany pod zarzutem naruszeniu terminu pobytu w Rosji. Groziła mu deportacja, jednak wybroniły go organizacje społeczne. – Zostałem potraktowany przez sąd jako zwykły ukraiński imigrant zarobkowy. Od razu zdecydował o osadzeniu mnie w areszcie – mówił "Serb" gazecie.ru.
Kolejny przykład - to historia Michaiła Tarasienkowa z Ługańska. Mężczyzna walczył w batalionach Don i Lieszyj. Po odniesionych ranach zajął się dostawami pomocy humanitarnej. W kwietniu 2015 roku rosyjscy pogranicznicy nie chcieli go wpuścić na Ukrainę. Tarasienkow przekroczył granicę nielegalnie. W pobliżu miasta Rowieńki (w obwodzie ługańskim) został zatrzymany. Ługańscy separatyści przekazali go rosyjskim pogranicznikom, a tamci – służbom ukraińskim.
Zakończenie projektu Noworosji
Rozmówcy gazety.ru dowodzą, że podobne praktyki są związane ze zmianą stanowiska władz na Kremlu w sprawie Donbasu. - Myślę, że doszło do zmiany w podejściu Rosji do tego regionu i jego mieszkańców. Władze rosyjskie próbują "wepchnąć z powrotem na Ukrainę" republiki w Doniecku i Ługańsku. Demonstrują, że to nie ich sprawa – mówi Władimir Fiedotow z rosyjskiej Izby Społecznej.
Zdaniem politologa Aleksieja Makarkina, władze Rosji, gdyby miały taką wolę, mogłyby powstrzymać decyzję sądów wobec tych, którzy walczyli w Donbasu. – Chodzi raczej o zakończenie projektu Noworosji (dokument w sprawie połączenia w państwo Noworosja republik w Doniecku i Ługańsku został podpisany w maju 2014 r., przez samozwańczych przywódców obydwu regionów). Teraz uczestników tego projektu czekają różne losy. Ktoś zaadoptuje się w Rosji i znajdzie tutaj pracę, inni będą żyć pod mieczem Damoklesa, ktoś zostanie aresztowany i deportowany – podkreśla Makarkin.
Autor: tas//gak / Źródło: gazeta.ru