Zapory ustawione na syberyjskich rzekach, gdzie trafiło paliwo z rozszczelnionego zbiornika, okazały się nieskuteczne. Zanieczyszczenia przedostały się do jeziora Piasino. Wkrótce mogą też trafić do Morza Karskiego.
Julia Gumeniuk, wiceminister ekologii w regionalnym rządzie Kraju Krasnojarskiego na Syberii, gdzie doszło do katastrofy ekologicznej na niespotykaną w tym regionie skalę, oznajmiła w poniedziałek, że "za zaporami ustawionymi na rzekach jest duże stężenie rozpuszczonych produktów naftowych". Jak oceniła, pływające zapory okazały się nieskuteczne. Wiceminister ekologii wyraziła też przypuszczenie, że być może zapory zostały ustawione "zbyt późno".
Gumeniuk mówiła, że część próbek pobrano u ujścia rzeki Ambarnaja, która wpada do jeziora Piasino. Plama oleju dotarła do "skrajnego punktu". W strumieniu Bezymiannyj stężenie zostało przekroczone ponad tysiąckrotnie. - To sugeruje, że gleba faktycznie wchłonęła wszystko jak gąbka - ubolewała wiceminister, cytowana przez agencję Interfax.
Obecność produktów naftowych stwierdzono także w jeziorze Piasino - poinformował gubernator Kraju Krasnojarskiego Aleksander Uss. Podkreślił, że obecnie nie można dopuścić do przedostania się paliwa do rzeki Piasina, która wpada do Morza Karskiego.
- Piasino to wspaniałe jezioro o długości około 70 km. Nie można jednak przewidzieć, w jaki sposób wytrzyma ono obciążenie po przedostaniu się zanieczyszczeń - mówił Uss, cytowany przez portal RBK.
Wcześniej rosyjscy ekolodzy ostrzegali, że olej napędowy, który trafił do rzek po wycieku ze zbiornika należącego do miejscowej elektrociepłowni, jest bardziej toksyczny niż ropa naftowa i że nie będzie można go całkowicie usunąć.
W rozmowie z dziennikarzami wiceminister do spraw sytuacji nadzwyczajnych Aleksander Czuprijan mówił, że "wyłapywanie paliwa z rzek utrudnia silny wiatr, który powoduje, że plamy oleju nieustanie się przemieszczają".
29 maja, w wyniku rozszczelnienia się dna zbiornika należącego do koncernu Norylski Nikiel, wyciekło 21 tysięcy ton oleju napędowego. Rezerwuar znajdował się na terenie elektrociepłowni. Przechowywano w nim paliwo rezerwowe. Przedstawiciele firmy tłumaczyli, że topnienie wiecznej zmarzliny, spowodowane zmianami klimatu, mogło naruszyć fundamenty zbiornika.
Gubernator Kraju Krasnojarskiego Aleksander Uss poinformował władze w Moskwie o katastrofie 31 maja. Ratownicy przybyli na miejsce w nocy z 31 maja na 1 czerwca. Dwa dni później prezydent Rosji Władimir Putin wprowadził w Kraju Krasnojarskim stan nadzwyczajny.
Przyczyny katastrofy wyjaśni śledztwo. Rosyjskie media przekazały, że w związku z wyciekiem wszczęto cztery postępowania karne, zatrzymany został także szef elektrociepłowni w Norylsku.
Dziennik "Kommiersant" szacował, że "wyciek może okazać się największym skażeniem na obszarze rosyjskiej Arktyki".
Według organizacji Greenpeace skutki katastrofy będą odczuwalne przez wiele lat i mogą mieć wpływ na zdrowie mieszkańców blisko trzy milionowego Kraju Krasnojarskiego. Greenpeace porównała wyciek do katastrofy tankowca amerykańskiego koncernu Exxon Valdez w 1989 roku na Alasce.
Źródło: Interfax, RBK, Kommiersant, PAP
Źródło zdjęcia głównego: mintrans.ru