Kilkanaście ciężarówek z zaopatrzeniem dla wojsk NATO spłonęło w pakistańskim Peszawarze. W tym samym czasie zamachowiec-samobójca zaatakował bazę wojsk amerykańskich w afgańskim Choście. Pakistańska armia kontynuuje ofensywę przeciwko radykałom, ale talibowie w regionie mają się całkiem dobrze.
W ataku, do którego telefonicznie przyznali się talibowie, na dużą bazę Camp Salerno w Choście - stolicy prowincji o tej samej nazwie - nie zginął jednak żaden Amerykanin, ale co najmniej siedmiu cywilów zatrudnionych w bazie i czekających na kontrolę bezpieczeństwa pod bramą. 21 Afgańczyków zostało rannych.
Dzień wcześniej w atakach, dokonanych przez co najmniej 11 terrorystów-samobójców, zginęło w Choście 20 ludzi ,a trzech amerykańskich żołnierzy zostało rannych w czasie uwalniania 20 zakładników zatrzymanych przez zamachowców.
Rakietami w amerykańskie bazy
Talibowie zaatakowali w nocy także dwie inne bazy wojsk USA, tym razem w prowincji Paktika na południowym wschodzie. Bazy Raszmor i Szarana zostały ostrzelane pociskami rakietowymi.
Amerykańskie lotnictwo zdołało co prawda w odwecie zniszczyć talibskie wyrzutnie zabijając sześciu bojowników, ale - jak zaznaczono w komunikacie wojsk USA - "niestety, w toku operacji zginęły także nie związane z ostrzałem dwie osoby cywilne a cztery zostały ranne".
Rzecznik amerykańskich sił Greg Julian zastrzegł, iż w sprawie wszczęto śledztwo.
Płoną natowskie ciężarówki
Talibowie dali się we znaki siłom NATO również po pakistańskiej stronie granicy. Około 50 uzbrojonych mężczyzn zaatakowało ciężarówki z dostawami dla sił NATO w bazie transportowej na obrzeżach Peszawaru.
Jak podała pakistańska policja, atak rozpoczął się tuż przed świtem. Talibowie ostrzeliwali bazę a następnie obrzucili ciężarówki ładunkami zapalającymi. Spłonęło osiem pojazdów z dostawami dla sił NATO oraz z żywnością, przeznaczoną na afgański rynek.
Zniszczonych zostało też sześć dalszych ciężarówek, w których nie było żadnych towarów. Napastnicy uciekli.
Szlak dostaw zagrożony
Był to kolejny atak na bazę transportową al-Fasil w Peszawarze. Celem akcji talibskich jest zablokowanie głównej trasy dostaw dla sił koalicji międzynarodowej w Afganistanie, biegnącej przez pograniczną przełęcz Chajber. 75 proc. dostaw wysyłanych przez armię amerykańską do Afganistanu jest transportowanych przez Pakistan w tym 40 proc. paliwa dla wojsk.
Armia depcze talibom po piętach, cywile uciekają
Również by zatrzymać te ataki pakistańska armia od dwóch tygodni prowadzi ofensywę w dolinie Swat oddalonej zaledwie 130 kilometrów od Islamabadu.
W starciach w dolinie zginęło już około 800 islamistów i 29 żołnierzy armii pakistańskiej, a z terenów objętych walkami ucieka ludność cywilna - według ostatnich danych oenzetowskich organizacji pomocowych już ponad 800 tysięcy, a być może nawet milion ludzi.
We wtorek w siedzibie ONZ w Nowym Jorku prezydent Pakistanu Asif Ali Zardari zaapelował do społeczności międzynarodowej o pomoc dla mieszkańców doliny Swat, zmuszonych do ucieczki z domów. Sytuację określił mianem "katastrofy humanitarnej".
Szykuje się decydujący szturm
Chociaż armia pakistańska twierdzi, że odnosi sukcesy, a liczba zabitych po stronie talibów jest dużo większa, radykałowie nadal jednak kontrolują większość miast doliny. Dlatego zdaniem obserwatorów dojdzie do krwawego starcia z siłami rządowymi, które prawdopodobnie będą musiały walczyć o każdy dom i każdą ulicę.
Większość doborowych jednostek sił rządowych koncentruje się obecnie w okręgu Piochar w górnej części doliny. Zdaniem pakistańskiego dowództwa właśnie tam mieści się ważna baza ponad czterech tysięcy talibów. W Piochar ma także ukrywać się lider pakistańskiego Talibanu, Maulana Fazlullah.
Źródło: PAP