Pacyfiku nie oddadzą. Więcej wojska do Australii


Teraz służy tam nieco ponad 100 amerykańskich żołnierzy, ale, jak zapowiada australijska premiera Julia Gillard, w niedługim czasie w Australii Amerykanów będzie ok. 2,5 tys. Amerykańska administracja chce tym samym odpowiedzieć na wzrastającą rolę Chin w regionie.

O zwiększeniu liczby amerykańskich żołnierzy w jej kraju Gilard poinformowała po spotkaniu z prezydentem USA Barackiem Obamą, który składa wizytę w Australii. Sam Obama powiedział, że jego wizyta w regionie pokazuje, że "Stany Zjednoczone wzmagają swoje zaangażowanie wobec całego regionu Azji i Pacyfiku".

USA są i pozostaną mocarstwem na Pacyfiku Ben Rhodes

Sporne wody

Morze Południowochińskie w ostatnich latach jest polem coraz gorętszego konfliktu między Chinami i innymi państwami nad nim położonymi. Chiny roszczą sobie prawo do suwerenności nad znaczną częścią morza. Do wysp na tym akwenie - w tym Paracelskich i Spratly - roszczenia zgłaszają, w różnym zakresie także m.in. Wietnam, Tajwan, Malezja, Brunei i Filipiny. Przypuszcza się bowiem, że w regionie tym znajdują się podmorskie złoża ropy naftowej i gazu.

Między Chinami a USA i innymi krajami istnieje też konflikt o prawa do swobodnej żeglugi po Morzu Wschodniochińskim. USA przewożą tą trasą rocznie towary łącznej wartości 1,2 miliarda dolarów. Do znacznej części tego akwenu, co stwarza potencjał konfrontacji, Chińczycy także roszczą sobie prawa.

Ameryka nadal chce rozgrywać Pacyfik

Nic więc dziwnego, że Amerykanie starają się wzmocnić siebie i sojuszników w regionie Pacyfiku. Pierwszą dyplomatyczną próbę Obama podjął w ostatni weekend na szczycie państw Współpracy Ekonomicznej Azji i Pacyfiku (APEC) w Honolulu. "Prezydent Obama podjął (w Honolulu) misję przywrócenia przywództwa USA na Pacyfiku, ale natyka się tu wszędzie na rosnące wpływy Chin" - pisał poniedziałkowy "Wall Street Journal", dodając, że "Chiny absorbowały uwagę prezydenta (na szczycie) w niezwykle dużym stopniu, co podkreśla wyzwania, przed jakimi stoi Ameryka na Pacyfiku".

Celem Obamy - zdaniem dziennika - było "pokazanie, że USA będą przeciwwagą dla rosnących wpływów ekonomicznych, dyplomatycznych i wojskowych Chin w regionie". "WSJ" cytuje zastępcę doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Bena Rhodesa, który powiedział, że "USA są i pozostaną mocarstwem na Pacyfiku".

Wizyta Obamy w Australii jest kolejnym krokiem na drodze ugruntowania tej pozycji. "USA ustanowią tam swoją stałą obecność wojskową, aby zapewnić Australię i innych regionalnych sojuszników zaniepokojonych Chinami, że wojskowe wpływy Ameryki rosną, a nie maleją, nawet mimo restrykcji budżetowych" - zapowiadał "Wall Street Journal".

Chińczycy już reagują

Chińskie MSZ już skomentowało nowy rozdział współpracy australijsko-amerykańskiej. Zdaniem rzecznika chińskiej dyplomacji należy sprawdzić, czy nowe zobowiązania nie wykluczają polityki "pokoju i rozwoju" w regionie.

Źródło: reuters, pap