Chociaż antyprezydenckie protesty gruzińskiej słabną z dnia na dzień, jej przywódcy zapowiadają, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Jedna z przywódczyń protestu, Nino Burdżanadze, zapowiada, że w poniedziałek ludzi będzie więcej.
Sobota w porównaniu z poprzednimi dniami wypadła dla opozycji marnie. W czwartek przed gruzińskim parlamentem zgromadziło się 60 tys. ludzi, a w piątek - 20 tys., zaś w sobotę zaledwie ok. 5 tys. najbardziej zagorzały przeciwników prezydenta Micheila Saakaszwilego.
- To całkiem naturalne dla trzeciego dnia kampanii. Proszę mi wierzyć, jeśli ktokolwiek jest dzisiaj zaniepokojony, to jest nim Micheil Saakaszwili - tłumaczyła niską frekwencję Nino Burdżanadze, jedna z przywódczyń protestu, a niegdyś sojuszniczka prezydenta.
Więcej ludzi ma zjawić się w poniedziałek. W niedzielę opozycja nie będzie protestować z racji święta - w prawosławnej Gruzji wypada wtedy Niedziela Palmowa.
Co może opozycja?
Między innymi z racji wątłych sił opozycji dyplomaci w Tbilisi powątpiewają, czy sojusz kilkunastu partii opozycyjnych zdoła utrzymać jedność lub zmobilizować wystarczającą liczbę osóbdla obalenia Saakaszwilego.
Opozycja zarzuca mu łamanie zasad demokracji i sprowokowanie ubiegłorocznej przegranej wojny z Rosją o Osetię Południową.
Saakaszwili się nie podda
Zdaniem analityków, rządzący prezydencki Zjednoczony Ruch Narodowy cieszy się nadal znacznym poparciem społecznym, a w obliczu globalnego kryzysu wielu znużonych politycznymi przepychankami Gruzinów z sympatią reaguje na rządowe hasła ustabilizowania kraju.
Sam 41-letni Saakaszwili, który doszedł do władzy w następstwie "rewolucji róż" w 2003 roku, wyklucza możliwość swej rezygnacji z urzędu.
Źródło: APTN, PAP