Gdy 2 maja komandosi Navy SEALs zabili Osamę bin Ladena, mówił o nich cały świat. W ich cieniu pozostawał człowiek, który odnalazł najbardziej poszukiwanego terrorystę świata i przekonał CIA oraz prezydenta USA do akcji. Skromny analityk Centralnej Agencji Wywiadowczej jeszcze przed akcją w Abbottabad stał się legendą amerykańskiego wywiadu.
Tuż po zabiciu Osamy bin Ladena administracja USA opublikowała słynne zdjęcie z pokoju sytuacyjnego w podziemiach Białego Domu. Widać na nim prezydenta Baracka Obamę, sekretarz stanu Hillary Clinton, wielu dowódców i oficjeli. Tuż za kadrem znalazł się cichy bohater CIA, człowiek który odnalazł Osamę bin Ladena i do ostatniej chwili gryzł paznokcie z niecierpliwością wyczekując wieści z Pakistanu.
Analityk John
Jego środkowe imię to John. Tylko tyle - z obawy o bezpieczeństwo analityka - pozwoliła powiedzieć o nim CIA. Przez prawie dekadę polował na przywódcę Al-Kaidy. To on jako pierwszy latem 2010 roku napisał, że CIA może mieć wiarygodny ślad dotyczący Osamy bin Ladena. To on przekonał do swoich racji szefa CIA Leona Panettę i podczas spotkań w Białym Domu referował postępy Obamie i innym najważniejszym ludziom w Waszyngtonie.
Początek krucjaty
John był jednym z setek ludzi, którzy po 11 września zasilili szeregi centrum antyterrorystycznego CIA. Już wcześniej wykazał się w departamencie ds. Rosji i Bałkanów, przygotowując niesamowicie trafny i szczegółowy profil Władimira Putina. Wykorzystał do tego drobne wskazówki pomijane przez kolegów z pracy. Od razu zauważono, że umiejętność dostrzegania znaczenia w pozornie błahych detalach może się bardzo przydać w tropieniu terrorystów.
- Zawsze potrafił dać ci szersze implikacje wszystkich szczegółów, które zebraliśmy - mówi były wiceszef CIA John McLaughlin, któremu John wielokrotnie po 11 września składał raporty.
Do centrum antyterrorystycznego trafił w 2003 roku. To w dużej mierze dzięki niemu udało się przeprowadzić akcje schwytania takich terrorystów jak Khalid Sheik Mohammed, Abu Zubaydah, Abd al-Nashiri, Ramzi bin Alshib, Hambali and Faraj al-Libi. Ale nie zatrzymał się na tym - dla niego głównym celem zawsze było schwytanie bin Ladena.
Tajemniczy facet z pokoju
Po latach pracy i wielu sukcesach zaproponowano mu promocję i przeniesienie. Jednak odmówił, by pracować nad sprawą szefa Al-Kaidy. Choć część kolegów z centrum antyterrorystycznego przewyższała go rangą, nikt nigdy nie kwestionował jego słów ani osądu.
Jeden z jego byłych szefów przyznał nawet, że nie wiedział, co dokładnie John robi. - Wiedziałem, że to gość siedzący w pokoju, którego zawsze słuchałem - powiedział pod rygorem anonimowości.
John prześwietlił wszystko, co można było znaleźć o bin Ladenie, każdy aspekt jego życia. Jak żył, gdy ukrywał się w Sudanie? Kim otaczał się w Kandaharze? Jak kryjówka bin Ladena wyglądałaby dziś? Wertował też listę potencjalnych tropów, współpracowników terrorysty i członków jego rodziny. - Po prostu pracujcie nad tą listą po troszeczku. On gdzieś tam jest. Złapiemy go - mówił swojemu zespołowi.
Dał wolność Predatorom
Równolegle z poszukiwaniami bin Ladena pracował nad przeforsowaniem rozszerzenia misji bezzałogowych samolotów Predator. W 2008 roku przekonał swoich przełożonych, że należy atakować terrorystów głębiej na terytorium Pakistanu. Jego zdaniem wybór był prosty: albo akcje nad Pakistanem albo ludzie terroryści trenujący w obozach na terenie tego kraju wkrótce trafią do USA. - Musimy działać. Nie ma wytłumaczenia dla bezczynności - przytacza słowa Johna jeden z jego współpracowników.
W ostatnim miesiącu rządów Busha rozpoczęły się bombardowania w głębi Pakistanu. Przyniosło to efekt w postaci śmierci Baitullaha Mehsuda (w sierpniu 2009 roku) i numeru 3. Al-Kaidy Mustafy Abu al-Yazida (w maju 2010 r.)
Początek śladu
Mimo innych obowiązków w CIA, priorytetem dla Johna zawsze był bin Laden. W 2007 roku jego team zdecydował się znaleźć i wziąć pod obserwację Abu Ahmeda al-Kuwaitiego. Trop okazał się słuszny, ale zajęło to długie lata. Dopiero w sierpniu 2010 roku na biurku Johna pojawiło się memorandum "Zbliżając się do kuriera bin Ladena".
John od samego początku twierdził, że pościg za al-Kuwaitim jest de facto pościgiem za bin Ladenem i nie bał się tej opinii bronić przed wysoko postawionymi osobami w Waszyngtonie. Wreszcie kuriera udało się wyśledzić i doprowadził on do tajemniczego domu w Abbottabad.
80 procent
Choć CIA obserwowało z ukrycia dom, niczego nie udało się przesądzić. Czy Osama bin Laden był w środku? John był przekonany o tym w 80 procentach. Przekonał jednak szefa CIA Leona Panettę, że jeśli zwłoka będzie trwała zbyt długo, szansa może zniknąć.
Gdy już Biały Dom zgodził się na akcję, John wrócił do swojego zespołu, by jeszcze raz przejrzeć wszystkie wątki i upewnić się, że niczego nie przeoczono. - Aż do ostatniej godziny, jeśli dostaniemy jakikolwiek skrawek informacji, że to nie on (Osama - red.), ktoś musi podnieść rękę zanim zaryzykujemy życie Amerykanów - mówił.
- Wszyscy wiedzieliśmy, że jeśli go tam nie ma, będzie katastrofa i z pewnością będą konsekwencje - opowiada jeden z wysoko postawionych pracowników CIA.
Ostatecznie John znalazł się w pokoju sytuacyjnym, gdzie przez 40 minut wszyscy drżeli z niepewności. Wreszcie przyszła wiadomość: bin Laden nie żyje.
To był moment, który zakończył trwający prawie dekadę pościg. Dwa dni po zabiciu najbardziej poszukiwanego człowieka świata John został zabrany przez szefa CIA na Kapitol, gdzie złożyli pełny raport dotyczący misji przed senacką komisją ds. wywiadu. W tym momencie cichy bohater CIA, choć wciąż nieznany prawie nikomu w Ameryce, został doceniony za wieloletni trud.
Źródło: MSNBC
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/cia.gov