"Niezbędny cyrk" jednego aktora


Dla wielu zagranicznych obserwatorów to, co się dzieje w sądzie w Oslo, jest nie do pomyślenia. Morderca 77 osób jest witany uściśnięciem ręki, uśmiechami, a sędzia pozwala mu wypowiadać swoje absurdalne teorie i zwraca się do niego nad wyraz spokojnie. Proces Andersa Breivika jest określany jako "cyrk", który służy wyłącznie terroryście do manifestowania swoich poglądów. - To owszem jest cyrk, ale to niezbędny cyrk - broni norweska profesor prawa Ragna Aarli.

Dla wielu zagranicznych dziennikarzy relacjonujących rozpoczęty w poniedziałek proces Breivika, który w lipcu 2011 roku zamordował 77 osób, to co obserwują w sali sądu w Oslo, ociera się o surrealizm. W środę rozpoczyna się trzeci dzień procesu, jednak dwa poprzednie wywołały wiele dyskusji i sporów.

Grzeczny proces

Wchodzący na salę Breivik jest schludnie ubrany, ogolony i niemal bez przerwy uśmiechnięty. Prokuratorzy, obrońcy, psychiatrzy i niektórzy pracownicy sądu witają się z nim uściśnięciem ręki. Jeden z lekarzy nawet ukłonił się sprawcy największego mordu w historii powojennej Norwegii. Dla obserwatorów to zderzenie postaci bezwzględnego mordercy z skrajną skandynawską uprzejmością i kulturą osobistą, wydaje się porażające, a zarazem zdumiewające.

Z powszechnego opanowania i spokoju najbardziej wyłamuje się sam Breivik, witając zgromadzonych na sali sądowej neofaszystkowskim gestem uniesienia zaciśniętej pięści i roniący łzy nad swoim filmikiem propagandowym.

Jednak nawet wobec takiego zachowania, prowadząca rozprawy sędzina pozostaje całkowicie nieporuszona. Gdy Breivik we wtorek od ponad godziny czytał z kartek swoje wystąpienie, rozwodząc się nad zagrożeniem jakie islam niesie Europie i wykładając swój światopogląd, który doprowadził do masowego mordu, sędzia spokojnie spytała: "Czy zbliża się pan do wniosków panie Breivik?". Odpowiedź brzmiała: "Jeszcze sześć stron". - Proszę się streszczać - powiedziała spokojnie sędzia.

To owszem jest cyrk, ale to niezbędny cyrk. profesor prawa Ragna Aarli

"Niezbędny cyrk"

Nie krzyczymy ani nie wybuchamy płaczem. To co dzieje się wewnątrz nas jest zupełnie inną sprawą. Jednak to jest sala sądowa, na której należy zachować powagę. John Hestnes

Pomimo tego, że norweskie prawo jest bardzo łagodne i za czyn Breivika przewiduje maksymalnie 21 lat więzienia, ci którzy przeżyli zamachy i rodziny ofiar, okazują wyjątkowy spokój podczas posiedzeń sądu. Nikt nie próbuje wykrzyczeć swoich emocji.

- Jesteśmy stoickim narodem - mówi John Hestnes, szef grupy wspomagających ocalałych z zamachów. - Nie krzyczymy ani nie wybuchamy płaczem. To co dzieje się wewnątrz nas jest zupełnie inną sprawą. Jednak to jest sala sądowa, na której należy zachować powagę - dodaje Norweg tłumacząc, że Breivik musi mieć prawo powiedzieć "to co chce".

Wyjątkowa zbrodnia i wyjątkowy proces

W środę rozpoczyna się trzeci dzień procesu mordercy, który najprawdopodobniej zakończy się w czerwcu. O tym, czy Breivik jest winny zarzucanych mu czynów, a jeśli tak, to jaką otrzyma karę, zadecyduje dwóch sędziów zawodowych oraz trzech ławników. Podczas podejmowania decyzji głos sędziego i ławnika ma taką samą wartość.

Sprawę ułatwia fakt, że sam Breivik wiele razy przyznał się dla zarzucanych mu czynów, ale jego zdaniem były one uzasadnione. Głównym elementem niepewności jest kwestia tego, czy morderca jest psychicznie zdrowy. Jeden zespół psychiatrów uznał, że tak, drugi że nie. Ostatecznie zdecyduje sąd. Jeśli Breivik zostanie uznany za szaleńca, trafi do placówki psychiatrycznej. On sam określił takie rozwiązanie jako coś "gorszego od śmierci", ponieważ w swoim mniemaniu jest "bojownikiem".

Niezależnie od wyniku, proces jest postrzegany w Norwegii jako krok w kierunku "zamknięcia" sprawy. Większość Norwegów chce zostawić ten traumatyczny epizod za sobą i dalej hołdować idei tolerancji oraz otwartego społeczeństwa, z której są dumni, a którą próbował zniszczyć Breivik.

Źródło: Reuters, NPR