Kanadyjscy śledczy już postanowili, że policjanci, którzy razili prądem Roberta Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver, nie odpowiedzą za to przed sądem. Matka Polaka Zofia Cisowski nie składa broni i chce by śledztwo przejęli Polacy.
Tyle, że polska prokuratura już je prowadziła i zawiesiła, gdyż nie otrzymała od Kanadyjczyków dokumentów śledztwa. Kanadyjczycy nie przekazali ich głównie dlatego, że sami uznali, iż czwórka policjantów nie odpowie karnie za śmierć Dziekańskiego.
Prokuratorzy uznali bowiem, że użycie paralizatora spowodowało dodatkowe obciążenie organizmu Polaka, ale nie było przyczyną zgonu.
Do zdarzenia doszło w październiku 2007 r. na lotnisku w Vancouver. Policja twierdzi, że użyła tasera, gdy nieznający języka angielskiego 40-letni Polak zaczął się zachowywać agresywnie.
Dochodzenie trwa
Jednak wiele dowodów wskazuje na to, że funkcjonariusze działali z nadmierną siłą.
To ma też wyjaśnić osobne dochodzenie prowadzone w Kanadzie. Jeśli dowody będą wystarczające, sędzia w tej sprawie będzie mógł orzec przekroczenie uprawnień. Karnych skutków jednak takie orzeczenie nie spowoduje. Decyzja ma zapaść do końca czerwca.
Prawnicy do polskiej prokuratury
Matka Dziekańskiego nie jest z takiego obrotu rzeczy zadowolona. Dlatego chce dochodzić swoich racji w Polsce. - Złożymy wniosek i będziemy się przyglądać postępowi w tej sprawie - mówi kanadyjskiej telewizji CBC prawnik Zofii Cisowski Bill Sundhu, który ma nadzieję, że polskie władze zachowają się "honorowo, obiektywnie i zgodnie z prawem".
- Jeśli tak się nie stanie, podejmiemy inne opcje - mówi Sundhu, zapowiadając ewentualną skargę na odmowę ze strony prokuratury.
Inny zaangażowany w sprawę Kanadyjczyk Zygmunt Riddle ma jednak nadzieję, że postępowanie w Polsce nie będzie potrzebne. - Mamy nadzieję, że śledztwo zostanie ponownie otwarte tutaj i będziemy mieli specjalnego prokuratura w Kanadzie, niezależnego od policji - dodał Riddle.
Źródło: cbc.ca, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24