Marszem milczenia uczczono w niedzielę w Rzymie 74. rocznicę wywozu ponad tysiąca Żydów z historycznego getta w Wiecznym Mieście do hitlerowskiego obozu Auschwitz. W czasie rocznicowej ceremonii mówiono, że w Europie budzą się "demony" antysemityzmu i rasizmu.
16 października 1943 roku nad ranem oddziały SS przeprowadziły łapankę w żydowskiej dzielnicy Rzymu, zatrzymując 1024 osoby, a wśród nich ponad 200 dzieci. Ludzie ci zostali zamknięci w wagonach na rzymskiej stacji kolejowej, skąd dwa dni później wywieziono ich do Auschwitz. Wróciło stamtąd 15 osób. Wśród nich nie było żadnego dziecka.
Zbyt niewielu broniło Żydów
Na zakończenie niedzielnego marszu przewodniczący Senatu Włoch Pietro Grasso powiedział, przywołując wydarzenia w rzymskim getcie: - Wszystko odbyło się przy ogłuszającej ciszy. Zbyt niewielu broniło Żydów, zbyt niewielu postanowiło nie odwracać się w drugą stronę.
- Dziękuję z głębi serca tym nielicznym, którzy uratowali godność ludzkości - oświadczył szef izby wyższej parlamentu. Mówiąc o ocalonych Grasso, stwierdził: - Ci, którzy przeżyli noc ludzkości dokonali gestu wielkoduszności, opowiadając po to, abyśmy mogli się dowiedzieć. Aby nigdy nie zapomniano o tym, co się wydarzyło.
- Musimy znaleźć siły, by sprzeciwić się obojętności. Niech pamięć będzie powszechnym, codziennym obowiązkiem obywatelskim - zaapelował włoski polityk.
Główny rabin Rzymu Riccardo Di Segni oświadczył zaś: - Jeśli jesteśmy tu, by wspominać, musimy ostrzec: to społeczeństwo traci przeciwciała. Musimy być czujni - wzywał.
Budzą się upiory
Andrea Riccardi, założyciel rzymskiej Wspólnoty świętego Idziego, która zorganizowała marsz milczenia, mówił zaś: - W Europie mają miejsce niepokojące wydarzenia, budzą się upiory, o których myśleliśmy, że są pogrzebane. - Musimy nazwać je precyzyjnie: nazizm, faszyzm, antysemityzm, rasizm - podkreślił działacz katolicki. - Są to zjawiska ograniczone, ale wiemy, że czasem wydarzenia są błyskawiczne, a ich wpływ na klimat polityczny bywa zabójczy - zauważył Riccardi.
Autor: pqv//now / Źródło: PAP