Politycy Unii Europejskiej są w nielada ambarasie od chwili, gdy okazało się, że Aleksandr Łukaszenka pojawi się na szczycie Partnerstwa Wschodniego na początku maja. On sam wezwał zachodnich polityków do jednoznacznej decyzji.
UE zaprosiła co prawda Białoruś do uczestnictwa w szczycie, ale unijni dyplomaci po cichu mieli nadzieję, że to nie "ostatni dyktator Europy" przyjedzie jako jej przedstawiciel. Myślano, że na spotkaniu pojawi się np. białoruski premier, ale w środę Mińsk oznajmił, że Łukaszenka we własnej osobie pojawi się 7 maja w Pradze.
I teraz mają oni problem. Z jednej strony UE zdecydowała, że trzeba z autorytarną Białorusią rozmawiać, ale z drugiej strony niełatwo jest podać rękę europejskiemu pariasowi, który ostatni raz na europejskie salony został wpuszczony 14 lat temu.
Łukaszenka oburzony
Sam Łukaszenka powiedział, że jest "oburzony" sytuacją wokół zaproszenia, choć samo Partnerstwo ocenił jako inicjatywę bardzo na czasie i podkreślił, że Białoruś powiedziała jej "tak".
- Jeśli w Pradze będzie choć jeden człowiek, któremu nie będzie zbyt zręcznie z tego powodu, że przyjedzie tu przedstawiciel Białorusi, to nie zapraszajcie, róbcie to, co uważacie za stosowne - mówił, nawiązując do sporów wokół zaproszenia go do Pragi. Wezwał urzędników unijnych, "żeby powiedzieli", jeśli nie chcą, by on osobiście uczestniczył w spotkaniu 7 maja.
UE nic nie wie
Oficjalnie jednak UE jeszcze nie wie, kto przyjedzie jako reprezentant Białorusi. Przyznała to komisarz ds. stosunków zewnętrznych Benita Ferrero-Waldner. - Minister spraw zagranicznych Czech Karel Schwarzenberg pojechał na Białoruś i przekazał zaproszenie dla kraju. To od Białorusi zależy, kogo wyśle na szczyt. My jeszcze nie wiemy, kto przyjedzie - powiedziała na konferencji prasowej Ferrero-Waldner.
Jak dodała, być może na poniedziałkowym posiedzeniu szefów dyplomacji państw UE będzie wiadomo więcej. Mińsk może poinformować do tego czasu, na jakim poziomie chce być reprezentowany na szczycie Partnerstwa w Pradze.
Nikt na nas nie naciska
Dużo miejsca podczas dorocznego orędzia przed parlamentem Łuakszenka poświęcił polityce zagranicznej. Zdaniem białoruskiego prezydenta politycy na Zachodzie rozumieją obecnie, że w przypadku Białorusi nie sprawdziła się polityka izolacji.
Zapewnił jednocześnie, że mylne są opinie, jakoby jakaś grupa naciskała na niego, "żeby
Naszych stosunków z Europą nie można dzisiaj nazwać prostymi, ale nie my je takimi uczyniliśmy i nie my tylko musimy je naprawiać Aleskandr Łukaszenka
- Tak się zdarzało, że robiliśmy zwrot w kierunku Wschodu - Rosji, Chin. Wtedy nie mieliśmy wyboru - mówił białoruski prezydent. Jak dodał, Zachód "nie rozumiał, że polityka "zdławić, zgnieść i izolować' do niczego nie doprowadzi".
Jednak - zdaniem Łukaszenki - teraz sytuacja zmieniła się i nowi politycy na Zachodzie rozumieją, że w ten sposób nie należy z Białorusią rozmawiać.
Nic nie jest proste, ale wina nie tylko nasza
- Naszych stosunków z Europą nie można dzisiaj nazwać prostymi, ale nie my je takimi uczyniliśmy i nie my tylko musimy je naprawiać - stwierdził białoruski lider.
Łukaszenka ocenił, że dylemat "Białoruś z Rosją czy z Europą" nie jest nieunikniony. Stosunki Białorusi z Europą "wyrównują się", a jednocześnie zachowuje ona "strategiczne partnerstwo z Federacją Rosyjską".
Trzeba zaktywizować stosunki z UE
Unia Europejska - zauważył Łukaszenka - jest jednym z głównych odbiorców białoruskiego eksportu i dla Mińska "wyjątkowo ważna jest znaczna aktywizacja" stosunków z UE. Pytał jednocześnie: "jak możemy nie współpracować z Rosją, porzucić ją - jak chcą od nas niektóre gorące głowy w Ameryce i na Zachodzie - jeśli to historycznie nasz kraj?"
Białoruś jest także zainteresowana normalizacją stosunków politycznych z USA - zapewnił prezydent. "Mam nadzieję, że nowa administracja USA jest świadoma, że rozmawianie z nami z pozycji siły i w języku sankcji nie ma perspektyw" - dodał.
Mówiąc o opozycji Łukaszenka nazwał ją "wrogami ludu" i oskarżył o występowanie "przeciwko temu, żeby ludzie żyli normalnie".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24